www.ji-magazine.lviv.ua
Adam Balcer
Film "Wołyń"
został w Polsce
uznany za dzieło
pokazujące prawdę
historyczną o rzezi
wołyńskiej...
Film "Wołyń" został w Polsce uznany za dzieło
pokazujące prawdę
historyczną o rzezi wołyńskiej. Prawdę,
która wyzwoli Ukraińców i pozwoli na nasz autentyczny
dialog z nimi. W rzeczywistości obraz Smarzowskiego, będąc artystycznie dziełem bardzo dobrym, ma do prawdy
historycznej podejście
selektywne i może przynieść odwrotny efekt dla relacji
polsko-ukraińskich.
Obraz
na temat ludobójstwa na Wołyniu powinien powstać wcześniej. Mógłby on, jeśli pokazałby prawdę idącą pod prąd zarówno
polskim, jak i ukraińskim stereotypom, ożywić dyskusję na temat tej
zbrodni. Niestety film Smarzowskiego nie jest takim
dziełem. Utwierdza on stereotypy na
temat Ukraińców
i nie porusza niektórych trudnych kwestii lub robi
to w sposób bardzo eufemistyczny. Film od samego
początku jest oparty na pewnej
subtelnej półprawdzie.
Zaczynają go słowa Jana Zaleskiego upowszechnione przez jego syna
ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego "Kresowian
zabito dwukrotnie – raz przez ciosy
siekierą, drugi raz przez przemilczenie.
A ta śmierć przez przemilczenie jest jeszcze bardziej
okrutna od śmierci fizycznej".
Byłyby one uzasadnione w
1991 r ., ale nie w 2016 r
. po wydaniu setek książek poświęconych rzezi wołyńskiej, organizacji
setek konferencji i demonstracji, budowie licznych pomników oraz nadaniu nazw
ulicom. W rzeczywistości
są ludobójstwa na Polakach, np.
akcja antypolska w ZSRR
(1937– –1938), krwawsze, ale
znacznie słabiej znane Polakom. Ponadto nie ma
jednego doświadczenia kresowego, tym bardziej nie można
tego ostatniego sprowadzać do Wołynia. Smarzowski nie czuje najlepiej
tej różnorodności.
Film rozpoczyna się od wesela
ukraińskiego młodzieńca
z polską panną. Niemal wszyscy goście są dwujęzyczni. Jednak na Wołyniu w odróżnieniu od Galicji Wschodniej takie małżeństwa (szczególnie z polską dziewczyną) należały
do rzadkości. Płynna znajomość języka sąsiada także była znacząco mniejsza. "Wołyń" powstał
na podstawie opowiadań Stanisława Srokowskiego, który zaangażował się razem ze środowiskami
kresowymi w zbiórkę
funduszy dla filmu. Srokowski utożsamia UPA z Hitlerem, zawyża co najmniej dwukrotnie liczbę ofiar polskich i nie dostrzega ofiar ukraińskich. Także dzisiaj widzi realne
zagrożenie dla Polski ze strony
ukraińskiego faszyzmu.
Polski
widz po wyjściu
z "Wołynia" uzna,
że Ukraińcy – nie licząc kilku wyjątków – to bestie i kolaboranci
Niemców i Sowietów.
Olbrzymia większość
Polaków jest w filmie zabijana przez pijaną ukraińską hołotę
ze szczególnym okrucieństwem. Mottem filmu mogłyby być słowa głównego bohatera Polaka: "Ukraińcy są gorsi od
zwierząt, te ostatnie nie torturują
swoich ofiar".
Naprzeciwko nich są rycerscy Polacy, którzy odwołują się do honoru
(słowo użyte kilka razy w filmie).
W efekcie obraz Ukraińców w "Wołyniu"
jest kliszą polskiego stereotypu dzikiej kozackiej lub hajdamackiej czerni. Apogeum tego toposu jest
msza prowadzona przeobecna w narracji o Wołyniu środowisk kresowych. Jednak brak o niej informacji
w źródłach historycznych.
Co więcej, ukazanie nacjonalizmu UPA napędzanego przez religię jest świadectwem z greckokatolickiego
księdza (prawie żaden polski widz nie zada
sobie pytania, jak to możliwe
na prawosławnym Wołyniu), który chrzci siekiery, noże i widły. Ta scena jest
przekładnią polskich
schematów na ukraińską rzeczywistość.
Nacjonalizm UPA był bowiem świecki.
Ukraińcy jako zbrodniarze wypadają zdecydowanie gorzej na tle
Niemców, a szczególnie
Sowietów (tylko wywożą na Sybir i po pijaku
zabijają złodzieja
wódki). Całkiem
sympatyczni są partyzanci sowieccy (mówiący oczywiście
po rosyjsku), którzy jedynie kradną samogon i słoninę, a jak sami mówią, mogliby być mordercami jak chachły (pejoratywne rosyjskie określenie na Ukraińców). Natomiast w trakcie wojny sowieccy partyzanci nieraz popełniali zbrodnie na cywilach. Po
wyjściu z kina polski widz będzie
przekonany, że UPA to wyłącznie kolaboranci Niemców i jedynym jej celem
istnienia było mordowanie Polaków. Nie dowie się,
że w 194 3 r . UPA wywołała
wielkie powstanie antyniemieckie, które w ludobójczy sposób tłumiły siły podlegające generałowi Erichowi von dem
Bachowi, katowi Warszawy.
W efekcie II wojny światowej na Wołyniu życie straciły dziesiątki tysięcy Ukraińców. Natomiast
w filmie widzimy śmierć dwóch Ukraińców. Kwestii walki UPA z Niemcami nie da się
natomiast rozdzielić od ludobójstwa na Polakach. UPA traktowała wojnę z Niemcami, Sowietami i Polakami jako jeden
front (ataki na nich były
nierzadko ze sobą powiązane) i oskarżała ludność
polską o kolaborację
z III Rzeszą i ZSRR. Te
oskarżenia nie mogą oczywiście stanowić żadnego usprawiedliwienia dla ludobójstwa. Współpraca
Polaków z Niemcami i
Sowietami była przeważnie reakcją na zbrodnie UPA, co ważniejsze – nie można stosować odpowiedzialności
zbiorowej. Jednak film Smarzowskiego kolaborację Polaków traktuje zupełnie eufemistycznie, ograniczając
do jednej osoby, która wstępuje do niemieckiej policji w odpowiedzi na zbrodnie
UPA i nie jest w stanie przekonać do tego innych
Polaków. Film pokazuje za to,
jak z Sowietami kolaborują oprócz Ukraińców Żydzi.
W rzeczywistości w siłach niemieckich tłumiących powstanie
UPA służyło kilka
tysięcy Polaków.
Jeszcze więcej Polaków dołączyło
do partyzantki sowieckiej. Warto przypomnieć, że już w 194 2 r . przed zbrodniami UPA polskie podziemie pisało o administracji niemieckiej na Wołyniu: „zanotować już można zjawisko wypierania Ukraińców przez żywioł polski. Dziś (Polacy) są już wszędzie, nie ma działu
pracy, w którym by nie stanowili
poważnej grupy, a są dziedziny opanowane całkowicie przez nich”. Nie
ma mowy o symetrii ludobójstwa na Polakach i polskich
zbrodni (choć w Polsce, podając liczbę Ukraińców
– ofiar polskich zbrodni, nie uwzględnia
się Ukraińców
zabitych przez Polaków służących
w siłach niemieckich i
sowieckich). Jednak jeśli film pokazuje jednego Ukraińca (z polską żoną i dzieckiem) zabitego przez Polaków, a równocześnie
setki zamordowanych Polaków, to należy mówić o wyraźnym naruszeniu proporcji przez reżysera. Smarzowski pokazuje także Holocaust poprzedzający rzeź wołyńską.
W efekcie gdy widzimy samotną Polkę idącą przez pola śmierci
pełne polskich trupów, można odnieść wrażenie, że Polaków spotkał podobny los do Żydów.
Warto więc podkreślić, że niemal wszyscy wołyńscy Żydzi zginęli podczas wojny, natomiast zdecydowana większość
Polaków ją przeżyła.
Smarzowski w niewystarczającym stopniu
stara się pokazać źródła
przedwojennego resentymentu
Ukraińców. W filmie
zawsze kluczowy jest obraz. Można
było pokazać burzenie cerkwi, strzelanie przez polskie wojsko do protestujących chłopów i ich przymusowe nawracanie na katolicyzm. Jednak Smarzowski ogranicza się do słów wypowiadanych przez Ukraińców, przeważnie
pijanych, wznoszących toast za Hitlera.
Niektórzy z nich są niewiarygodni, gdyż okażą się w trakcie filmu kompletnymi oportunistami, służącymi
wszystkim. Ukraińcy narzekają na różne rzeczy, ale ani razu
nie mówią o ukraińskich ofiarach polskiego państwa. Przeciwstawia się im natomiast słowa
o OUN-ie jako terrorystach zabijających Polaków i umiarkowanych Ukraińców.
Smarzowski nie próbuje cofnąć się przed II RP, żeby przypomnieć o głęboko
zakorzenionej nienawiści
wielu wołyńskich ukraińskich chłopów
(czasami wywodzących się ze spauperyzowanej
szlachty zagrodowej) wobec polskiej arystokracji przekładającej
się na wszystkich Polaków. Reżyser podkreśla, że jako artysta
nie odpowiada za możliwość wykorzystania filmu przez środowiska nacjonalistyczne przeciw Ukraińcom. Mógł jednak zastanowić się, czy liczne
sceny pokazujące Ukraińców zbrodniarzy
maszerujących z flagami,
stojących przy ogniskach i wznoszących wielokrotnie okrzyki „chwała Ukrainie, bohaterom chwała” nie skojarzą się przypadkiem wielu Polakom z kijowskim Majdanem.
Zachwyt
w Polsce nad filmem "Wołyń"
jako dziełem oddającym prawdę pokazuje, że nie jesteśmy gotowi do autentycznego
dialogu z Ukraińcami. Uważamy bowiem, że jakakolwiek korekta naszej interpretacji tamtych wydarzeń jest niepotrzebna, zaś efektem "dialogu" ma być bezwarunkowe
przyjęcie naszej prawdy przez Ukraińców.
|