www.ji-magazine.lviv.ua
Taras Wozniak - znany politolog i redaktor naczelny lwowskiego
czasopisma „¯” (Ji), członek Ukraińsko-Polskiego Forum Partnerstwa
Dlaczego się nie udaje?
Już od dwóch lat Ukrainą
i Polską targają wstrząsy polsko-ukraińskich, czy jak kto
woli ukraińsko-polskich nieporozumień. Jak meteoryty, przecinają
niebo obu państw i wybuchają gdzieś za horyzontem – w poleskich
lasach.
Ale powstaje tu kilka pytań: czy te
polsko-ukraińskie czy ukraińsko-polskie nieporozumienia naprawdę
są, czy są jedynie fatamorganą? Czy naprawdę istnieją
obiektywne przyczyny tych nieporozumień? A może są przyczyny
subiektywne? W jakich geopolitycznych okolicznościach rozpala się
trajektoria nieporozumień? Jaki stosunek jest pomiędzy tymi
nieporozumieniami i proklamowanym strategicznym partnerstwem Polski i Ukrainy?
Czy są to nieporozumienia, czy świadoma linia polityczna? Jeżeli
polityczna strategia – to czyja? Kto jest beneficjentem punktów
politycznych, wynikających z tych nieporozumień?
Otóż po
kolei. Czy te polsko-ukraińskie czy ukraińsko-polskie nieporozumienia
naprawdę są, czy są jedynie fatamorganą?
Wiadomo, że są, chociaż politycy często udają, że
tak nie jest. Powstaje jednak pytanie – na ile objęte są tym procesem
klasy polityczne Polski i Ukrainy i bezpośrednio społeczeństwa
obu państw?
Jeżeli mowa o
klasach politycznych, to sytuacja jest tu niesymetryczna. Dla ukraińskiej
(oligarchicznej) klasy politycznej polsko-ukraińskie nieporozumienia
mają znaczenie marginalne. Tymczasem dla polskich elit
rządzących, jak by to dziwnie nie zabrzmiało, można
odnieść wrażenie, że są priorytetowe. Przyczyną
tego jest fakt, że Ukraina jest społeczeństwem mozaikowym, z
mozaikową pamięcią historyczną w stosunku do Polski i
Polaków. Ukraińska klasa polityczna w zasadzie nie postrzega Polski
jako potęgi politycznej. Tak jakby od razu za zachodnią granicą
Ukrainy był Berlin, Paryż czy Waszyngton…
Przez ćwierć
wieku istnienia Polski i Ukrainy jako w pełni niezależnych
państw widocznymi nieporozumieniami w stosunkach między tymi krajami
przejmowały się głównie elity polityczne. Sprawiało
to, że nieporozumienia te znajdowały się pod pewnego rodzaju
kontrolą. Jednak przez ostatnie dwa lata nieporozumienia te stały
się nagle bardziej niż dotąd aktualne i to w niespotykanych
dotąd dla polskiego społeczeństwa rozmiarach. Tymczasem na
Ukrainie tymi problemami przejmują się jedynie dwa regiony – Galicja
i Wołyń. Uczyniło to sytuację całkowicie
niesymetryczną. Do tego niebezpieczną – złe duchy
konfliktów z lat 30-40 wydostały się na wolność.
Czy są obiektywne
przyczyny tych nieporozumień?
Czy może istnieć obiektywna przyczyna nieporozumień
pomiędzy państwami i narodami? Przede wszystkim jest taką
konflikt geopolityczny – jak obecnie pomiędzy Ukrainą i Rosją.
Kraje te postrzegają rozwój świata i swoje w nim role z
pozycji przeciwstawnych. Stąd i konflikt wojskowy – dlatego mamy
wojnę na wschodzie Ukrainy. Ale przecież zarówno Polska jak i
Ukraina należą do tej samej euroatlantyckiej platformy
geopolitycznej! Polska jest członkiem UE, NATO, a Ukraina do nich
dąży.
O co tu chodzi?
Może o
dyskryminację mniejszości narodowych? Po sowieckich deportacjach
mniejszości te, z szacunkiem dla wszystkich, nie są już tak
duże jak były wcześniej. Ukraińcy i Polacy zostali na
siłę odseparowani od siebie! Są małe problemy, ale są
one do rozwiązania dla dwóch wielkich europejskich narodów.
Więc o co chodzi?
Może jest to
konflikt ekonomiczny – konkurencja na strategicznie ważnych dla istnienia
Polski i Ukrainy rynkach? Nie, polska i ukraińska gospodarka są na
tyle asymetryczne, że nie mogą w żaden sposób ze
sobą konkurować.
A może chodzi tu o
rozwój geopolityczny całego środkowo-wschodniego regionu Europy,
który postrzegany jest inaczej przez każde z państw? Może
o jakiś rewizjonizm? Coś w rodzaju: „Przemyśl ma być
ukraiński” czy „Lwów na być polski”? Nie będziemy
udawać niewinnych gimnazjalistek – takie poglądy w naszej historii
już były. Ale czy pozostały? Czy może takie plany na razie
wstydliwie ukrywamy – do czasu, a na razie szykujemy się do dalszych
rewizjonistycznych działań? Na przykład – w przypadku dalszego
rozpadu UE Rosja wspólnie z prorosyjską w tym momencie Ukrainą
„zwolni” Przemyśl i Chełm. Albo że Polska przy podziale Ukrainy
nie „zapewni bezpieczeństwa” przed inwazją rosyjską miastom
Lwów i Łuck. Bezsens? Mam nadzieję, że tak.
Tym bardziej, że
strategicznie i Polska, i Ukraina deklarują wartości strategicznego
partnerstwa – patrz Deklarację pamięci i solidarności Rady
Najwyższej Ukrainy i Sejmu RP z 2016 roku – tu wystarczyło
mądrości i odpowiedzialności.
A więc obiektywnych
przyczyn tych nieporozumień nie widzę.
Czy są zatem
przyczyny subiektywne tych nieporozumień?
Tak, są. Są to mentalne nastawienia całych grup społecznych
i niektórych ważnych polityków. Jeżeli mówimy o
grupach socjalnych, są to środowiska przesiedleńców
odpowiednio z Polski i z Ukrainy, środowiska nacjonalistyczne obu
państw i, co najdziwniejsze, komunistyczne resztki w Polsce i Ukrainie,
służące swoim starym mocodawcom z Moskwy.
Co się tyczy
ważnych polityków, są to ukraińscy politycy wysokiego
szczebla, którzy „nie widzą” Warszawy jako istotnego gracza
geopolitycznego, lecz kierują się wprost do Berlina, Brukseli czy Waszyngtonu,
ale też polscy politycy, którzy ugrzęźli w historycznych
rozliczeniach przeszłości z XX wieku.
Ukraińscy
megalomani, nie postrzegając Polski, popełniają duży
błąd. A Polacy oddają strategiczne partnerstwo za porachunki
historyczne, co jest nie mniejszą pomyłką.
Nie przytaczam tu
żadnych nazwisk, żeby jeszcze bardziej nie zaognić sytuacji.
W jakich warunkach
geopolitycznych rozpala się ta trajektoria nieporozumień?
W ciągu ostatnich trzech lat świat zaczął się
gwałtownie zmieniać. Gdy my, Ukraińcy, przywiązujemy
początek tego ruchu do swojej Rewolucji Godności, to UE ma inne
punkty odniesienia.
UE nie potrafiła
stać się efektywnym organizmem państwowym. Pierwszą
porażką UE było nieprzyjęcie Konstytucji Europejskiej. Na
koniec 2005 roku dokument ratyfikowały: Austria, Grecja, Hiszpania,
Włochy, Cypr, Łotwa, Litwa, Luksemburg, Malta, Niemcy, Słowacja,
Słowenia i Węgry. Ponieważ referendum we Francji (maj 2005) i
Holandii (czerwiec 2005) nie uzyskało wyniku pozytywnego, los Umowy
Konstytucyjnej pozostaje nieokreślony. Właściwie podmienia
ją Umowa z Lizbony z 2007 roku. Po wybuchu kryzysu ekonomicznego
wyszła na jaw niewypłacalność i machinacje rządu
Grecji i innych państw. Zaczęły się też odradzać
lokalne nacjonalizmy w środkowej (postkomunistycznej) Europie.
Następnie z UE wyszła Wielka Brytania, teraz takie nastroje
panują we Francji.
W USA kłopoty
rozpoczęły się z dojściem do władzy Baraka Obamy. Jego
polityka pokojowa doprowadziła do milionów ofiar na Bliskim
Wschodzie i dziesiątek tysięcy na Ukrainie. Wstrząsem dla USA
był też wybór Donalda Trampa na kolejnego prezydenta –
zapanowała obawa, że prowadzić on będzie politykę
izolacji, że pod znakiem zapytania postawić może nawet istnienie
NATO!
W tych warunkach Europa
Środkowo-Wschodnia może znaleźć się sam na sam z
rewizjonistyczną Rosją. I nie ma znaczenia, że Polska jest w
NATO i UE. Obrona Polski i krajów bałtyckich staje się coraz
bardziej problematyczna.
Z drugiej strony jest
Rosja – w stanie agonii, ale wciąż niebezpieczna. Czy nie czas
dojść do porozumienia i ratować się wspólnie?
Okazuje się, że nie!
Jaki stosunek mają
te nieporozumienia do proklamowanego kursu strategicznej współpracy
Polski i Ukrainy?
Doniedawna w Polsce, na Ukrainie, na Litwie, mam nadzieję że i na
Białorusi działała doktryna Mieroszewskiego-Giedroycia,
opierająca się na nienaruszalności granic pomiędzy czterema
państwami i na ich (prawdopodobnym) strategicznym partnerstwie w
przyszłości. To strategiczne partnerstwo było ceremonialnym motto
w ciągu ostatniego dwudziestopięciolecia, o którym
mówimy. Wprawdzie ostatnio ukazują się dokumenty
świadczące o tym, że w czasie rządów Tuska
miały miejsce propozycje prorosyjskiej orientacji polskiej polityki i
resetu stosunków z Rosją Putina. Obecny rząd Polski trudno
nazwać prorosyjskim, jednak nic nie wskazuje na to, że
rządząca ekipa skłania się do koncepcji
Mieroszewskiego-Giedroycia. Cóż pozostaje – archaiczna koncepcja
Piłsudskiego – coś w rodzaju federacji państw pomiędzy Morzem
Bałtyckim i Czarnym? W jakiej formie? Z jakim centrum? Czy może nasze
stosunki miałyby się zreformować w oparciu o endeckie koncepcje
Dmowskiego? A może Polska postanowiła zamknąć się w
europejskiej fortecy i odgrodzić od problematycznej Ukrainy, jako terenu niestabilnego?
Może Polska będzie rozwijać głównie stosunki z
Niemcami? Jakiś program należałoby ogłosić, lecz
są to polskie polityczne konstrukcje.
A jak wyglądają
ukraińskie? Obecna klasa polityczna Ukrainy trzyma się ortodoksyjnego
proeuropejskiego (pro-UE) i pronatowskiego kursu i – nie zaprzątając
sobie głowę politycznym planowaniem – płynie z prądem.
Dlatego Ukraina jest niestety obiektem polityki, a nie jej subiektem.
Możliwe, że
mamy do czynienia ze zmianą doktryny polskiej polityki zewnętrznej,
gdzie Ukraina nie jest postrzegana jako partner strategiczny. Dlatego
można nie zważać na ukraińskie sentymenty i wystawić
Ukrainie wszystkie rachunki do spłaty…
Nieporozumienie czy
świadoma linia polityczna?
Od odpowiedzi na pytanie jaką jest doktryna zewnętrznej polityki
Ukrainy i Polski zależy odpowiedź na pytanie o polsko-ukraińskie
nieporozumienia, czy są to rzeczywiście nieporozumienia (czyli
nieprzemyślane do końca wypowiedzi i działania) czy też
świadoma linia polityczna. Jeżeli przed dziesięciu laty o te
nieporozumienia można było oskarżyć weteranów wydarzeń
z lat 30-40. XX wieku, polskich czy ukraińskich nacjonalistów,
osoby przesiedlone z obu stron, to dziś tego zrobić się nie da.
Widzimy, że generatorem nieporozumień, jak by nie starano się to
ukryć, są wyższe koła polityczne.
Na Ukrainie mówi
się o obecnej klasie politycznej Polski. I faktycznie, to ona była
inicjatorem wielu politycznych akcji, które można traktować
nie jako ekscesy, jednorazową akcję w poszukiwaniu
sprawiedliwości, lecz jako świadomą linię polityczną.
Nie poddaję w wątpliwość tragizmu wydarzeń, do
którego apeluje się w dokumentach przyjętych z inicjatywy
klasy rządzącej w Polsce. Są to tragedie i zbrodnie. Wprawdzie –
z obu stron. Przeraża tu celowość, z którą torpedowane
jest strategiczne partnerstwo Polski i Ukrainy. Ale również Polski
i Litwy… Dlatego mam podejrzenia, że nie są to przypadkowe
nieporozumienia, a świadoma linia polityczna. Bardzo chciałbym
się mylić…
Co do Ukrainy, to tu ze
względu na niską kulturę polityczną klasy
rządzącej różnego rodzaju manipulatorzy, niedowarzeni
nacjonaliści, agenci Rosji coraz bardziej dolewają oliwy do ognia,
urządzają prowokacje, jak ta wobec polskiego prezydenta. W ten
sposób torpedują partnerstwo, którego i bez tego nie bardzo
potrzebują ukraińscy oligarchowie i ich przedstawiciele we władzach.
Dlatego, według mnie, na Ukrainie to partnerstwo jest rujnowane
bezmyślnie – ukraińska klasa polityczna śpi i śni nie o
strategicznym partnerstwie z Polską, lecz wyłącznie o
pieniądzach.
Jest jeszcze jedna,
wprawdzie nieprzyjemna, myśl – a co, jeśli „odcięcie” Ukrainy od
Polski i UE jest strategią obecnych ukraińskich władz,
które przyzwyczaiły się do wojny na Wschodzie, ba,
więcej, zarabiają na tej wojnie i tak naprawdę nie chcą
żadnych antykorupcyjnych reform, bo im jest dobrze w tym
spływającym krwią państwie? Bo panować nad takim
otoczonym przez wrogów narodem jest prościej, niż nad narodem,
który poznał swoje prawa… W takim państwie można
rządzić wiecznie. Czy nie jest to pragnieniem oligarchicznego klubu
Ukrainy?
Jeżeli strategia
polityczna, to czyja?
Z przykrością i całkowicie obiektywnie muszę
skonstatować, że jeżeli rozpalanie
polsko-ukraińskiego/ukraińsko-polskiego nieporozumienia jest
strategia polityczną, to może ono wypływać z trzech stron:
- może być to
strategia klasy rządzącej obecnie w Polsce, która w taki
sposób przygotowuje dalszą perspektywę strategiczną, lub
odwraca uwagę wyborców od ostrego konfliktu z opozycją w samej
Polsce, bądź też odwraca uwagę swego elektoratu od
wewnętrznych problemów. Jest jeszcze wykazanie się z wykonania
obiecanek przedwyborczych przed środowiskami tzw. „kresowiaków” i
narodowców.
- może to być
strategią ukraińskich oligarchów, którzy w taki
sposób chcą odizolować ukraińskie społeczeństwo
od Zachodu. Nie miejmy też złudzeń co do „prozachodniości”
wszystkich przedstawicieli władz. Dla oligarchy wyizolowana Ukraina jest
bardziej bezbronna i stąd powinna łatwiej garnąć się
go oligarchicznego buta.
- i naturalnie, jest to
strategia reżimu Putina. Tu nie ma o czym mówić.
Ilu strategów
bierze udział w opracowaniu trajektorii nieporozumień?
Jeżeli jest to strategia, to tworzona jest przez:
- obecną klasę
rządzącą w Polsce.
- podejrzewany jest o to
oligarchat ukraiński i jego instrumenty polityczne w Radzie
Najwyższej i poza nią.
- rosyjska agentura na
Ukrainie i w Polsce, której pełno i w politycznych, i w
społecznych środowiskach obu państw, przy czym na Ukrainie jest
jej więcej.
Wymienię tu jeszcze
ukraińskie i polskie środowiska nacjonalistyczne i ziomkowskie –
żeby się nie obrazili. Nie są oni jednak głównymi
graczami, a jedynie instrumentami w rękach poważnych geopolitycznych
sił. Mogą jedynie obsługiwać interesy trzech graczy
wspomnianych wyżej – nic ponadto.
Kto otrzymuje profity z
tych jawnych nieporozumień?
W Polsce jest to obecna rządząca klasa polityczna w dzisiejszej
konfiguracji. Igra w ten sposób ze swym elektoratem, odwraca uwagę
od głębokiego podziału pomiędzy obydwiema platformami
politycznymi w kraju.
Na Ukrainie jest to
oligarchat i jego przedstawiciele w rządzie. Tym sposobem izolując
Ukrainę, konserwuje dzisiejszy stan rzeczy – czyli swoją
dominującą pozycję na Ukrainie.
W Rosji – reżim
Putina. Nadal kontynuuje on politykę „dziel i rządź”. Może
mu to pomóc w ponownym opanowaniu całej przestrzeni postsowieckiej,
łącznie z Polską i nie tylko.
Być może mamy
do czynienia z pełną lub częściową
zbieżnością interesów tych tak różnych graczy
politycznych. Jednak muszę tu stwierdzić, że taka
zbieżność interesów i działań jest wynikiem
braku świadomości i wiedzy o konsekwencjach lub przestępczym
zaniedbaniem narodowych interesów Ukrainy i Polski z korzyścią
dla wąsko rozumianych partyjnych lub klanowych interesów.
W tym przypadku i
ukraiński oligarchat, i polski obecny establishment, doprowadzając do
obecnego stanu stosunków polsko-ukraińskich, popełniają
pomyłkę lub przestępstwo. Jeżeli jest to tylko
pomyłka, to znaczy, że nie dojrzeli do rozwiązania problemu. I
nie ważne, o kim mówimy – o prezydentach, czy zwykłych
politykierach.
Ale jeżeli
czynią to świadomie, to historia – i nie tylko – znajdzie im
odpowiednie miejsce. I obojętnie, o kim mówimy – o prezydentach,
czy zwykłych politykierach.
W każdym razie – tak
dalej być nie może.
10 02 2017
http://www.kuriergalicyjski.com/spolechenstwo/analizy/5609-dlaczego-sie-nie-udaje
|