|
Ìèêîëà Ðÿá÷óêJanukowycz panicznie boisię TymoszenkoNie mam złudzeń, że obecny rząd
ukraiński będzie wypełniał te wszystkie zobowiązania,
które przewiduje umowa stowarzyszeniowa z Unią Europejską.
Jednak rządy się zmieniają – mówi w rozmowie z portalem
Polskiego Radia Mykoła Riabczuk, poeta, publicysta, wiceprezes
ukraińskiego PEN-Clubu. Portal PolskieRadio.pl:
Jakie są pana rokowania w odniesieniu do szczytu w Wilnie, na
którym ma zostać podpisana umowa stowarzyszeniowa Ukrainy z
Unią Europejską? Jest pan dobrej myśli, czy wręcz
przeciwnie? Mykoła Riabczuk,
poeta, publicysta, eseista, wiceprezes ukraińskiego PEN-Clubu: - Według mnie
szanse na podpisanie umowy wynoszą 60 procent do 40. Widzę
próby władz ukraińskich, by osiągnąć ten cel.
Dostrzegam starania, by rozwiązać różne bolesne problemy,
choć chodzi głównie o rozwiązanie formalne. Przy
tym, szczerze mówiąc, nie wierzę, że obecna władza
ukraińska rozumie, czym są wartości europejskie i co to jest
państwo prawa. Dla nich to rzeczy bardzo mgliste. W każdym razie
rozumieją, że muszą wykonać pewne gesty, łącznie
z uwolnieniem Julii Tymoszenko. Prawdopodobnie to zrobią. Zauważam,
że przynajmniej poszukują rozwiązania tych problemów. To
dobrze. Mówiąc
zupełnie szczerze, nie mam żadnych złudzeń co do
uczciwości naszego obecnego rządu i nie mam iluzji, że
będzie wypełniał te wszystkie zobowiązania, które
przewiduje stowarzyszenie z Unią Europejską. Wierzę jednak,
że rządy się zmieniają i dlatego na dłuższą
metę podpisanie umowy to bardzo dobry krok. Mam nadzieję,
że zanim umowa stowarzyszeniowa zostanie ratyfikowana przez wszystkie
parlamenty unijne, to może na Ukrainie zmieni się rząd. A
nawet jeśli tak nie będzie, to moim zdaniem podpisanie tej umowy
może być zestawione z podpisaniem umów helsińskich ze
Związkiem Radzieckim w latach 70-tych. Wtedy też kraje Zachodu nie
miały wielkich złudzeń na temat rządu radzieckiego, jego
praworządności. Podpisano jednak te umowy, co pozwoliło
zaostrzyć pewne wymagania dotyczące praw człowieka i dało
możliwość opozycji wewnątrz krajów komunistycznych
legitymizować walkę o prawa człowieka, odwołując
się do umów helsińskich. Myślę, że cokolwiek
się stanie, będzie dobrze. Podpisanie umowy nie
byłoby dla pana takim krokiem historycznie znaczącym, tak
naprawdę zmieniającym kierunek rozwoju Ukrainy? To jest taki krok, ale
jest bardzo malutki, on dopiero daje szansę na taki rozwój. To
właśnie miałem na myśli. To zwrot Ukrainy w
pożądaną stronę, ale potem rząd musi wykonywać
kolejne kroki. Tymczasem on może je wykonywać tylko pod
potężnym naciskiem społeczeństwa, wewnętrznym i
zewnętrznym. Ten podwójny nacisk byłby bardzo ważny. Czy nie niepokoi pana
sprawa Julii Tymoszenko? Od ponad roku trwają starania o jej uwolnienie.
Powtarza się, że uwolnienie Julii Tymoszenko jest warunkiem
niezbędnym do podpisania tej umowy. Już za niecały tydzień ma
być prezentowany raport wysłanników Parlamentu Europejskiego w
tej sprawie. Podnoszą się glosy publicystów, że nie
wiadomo właściwie, co zrobi prezydent Ukrainy. Ja też nie wiem.
Wie to sam prezydent. Przy tym ma różnych doradców, a oni
mają rozmaite opinie w tej sprawie. Myślę, że umowa z
Unią Europejską nie będzie podpisana bez uwolnienia Julii
Tymoszenko. Unia Europejska mogłaby się skompromitować.
Dodatkowo, to byłby to bardzo niedobry sygnał nie tylko dla
władz ukraińskich, ale dla dyktatorów w całej przestrzeni
postsowieckiej, że Unia Europejska nie jest poważnym negocjatorem,
zmienia swoje wymagania i swoje opinie. Chcę jednak
wierzyć, że Tymoszenko będzie zwolniona. Wyraziła
zgodę na leczenie. Wolałaby walczyć do końca, zostać
uniewinniona, a nie uzyskać ułaskawienie czy też pozwolenie na
leczenie. To jest z jej strony gest. Odebrałem tę deklarację z
jej strony jako pewnego rodzaju wycofanie… Jakie
możliwości ma rząd w sprawie Julii Tymoszenko? Możliwości
są różne. Niestety Ukraina nie jest państwem prawa. Prawo
pozwala na wiele interpretacji, widzieliśmy już wiele dziwnych
przykładów tego rodzaju. Można przyjąć poprawki
do ustaw. Można wyobrazić sobie zwolnienie Tymoszenko na leczenie,
jak i jej ułaskawienie. Przecież ułaskawiony został
były szef MSW, Jurij Łucenko. Pojawiły się
głosy, że być może część otoczenia
prezydenta Wiktora Janukowycza żywi przekonanie, iż podpisanie umowy
może być możliwe bez uwolnienia Julii Tymoszenko. Nie wiem, czy tak jest.
Mam jednak nadzieję, że Unia Europejska i jej przedstawiciele
potrafią przekazać prezydentowi Ukrainy swoje warunki i
przekonać go, że żadnej umowy bez uwolnienia Julii Tymoszenko
nie będzie. To jest kwestia komunikacji. Nie sądzą, że
doradcy Janukowycza mogą być bardziej przekonujący niż
przedstawiciele Unii Europejskiej, którzy przecież też
się z nim komunikują i mogą tę kwestię stawiać
bardzo poważnie i ostro. Pan ocenił szanse
podpisania umowy na 60 procent do 40. Czyli pana optymizm w sprawie podpisania
umowy jest umiarkowany? Tak, to umiarkowany
optymizm. Zdaję sobie sprawę, że partner ze strony
ukraińskiej nie jest bardzo poważny, można spodziewać
się wszystkiego. Ja myślę o tej sprawie w sposób
racjonalny, mam nadzieję, że oni również. To nie znaczy
jednak, że tak jest. To raczej moje życzenie. Głównym
problemem jest sprawa Julii Tymoszenko? Sprawa Julii Tymoszenko
jest tylko czubkiem góry lodowej. Jednak bez rozwiązania tej
kwestii nie można rozwiązać kolejnych. Uwolnienie Julii
Tymoszenko nie rozwiązuje wszystkich problemów ukraińskich.
Chodzi tutaj o rządy prawa, o uczciwe wybory i wiele innych rzeczy,
które muszą być naprawiane i zmieniane. Trzeba jednak od
czegoś zacząć. Uwolnienie Tymoszenko byłoby gestem
symbolicznym, który wskazywałby na to, że rząd
ukraiński jest poważnym partnerem, traktuje sprawę serio i jest
gotów wprowadzać kolejne zmiany. Nie jestem gotów
wierzyć, że będą wprowadzać kolejne potrzebne zmiany,
jeśli nie zrobią tej jednej, podstawowej. Ze strony Rosji, w tym
ze strony doradcy prezydenta Rosji Władimira Putina do spraw integracji,
Siergieja Głaziewa, pojawiają się różne
groźne zapowiedzi, co może się stać, jeśli Ukraina
podpisze umowę stowarzyszeniową. Czy spodziewa
się pan kolejnych działań ze strony rosyjskiej przed podpisaniem
umowy, ewentualnie po jej podpisaniu? Szantaż rosyjski na
szczęście nie działa, pomimo tego, że emanuje nie tylko z
mediów rosyjskich i nie tylko ze strony polityków
ukraińskich, ale i zaktywizowana jest w pełni agentura rosyjska i
prorosyjska na Ukrainie. W Kijowie widzę w metrze reklamy antyunijne,
wywieszane przez organizację Wiktora Medewdczuka, który jest
głównym rosyjskim agentem wpływu. Próbuje się zastraszyć
Ukraińców. To jednak nie bardzo wpływa na opinię
publiczną. W każdym razie badania pokazują, że ludzie na
takie hasła nie reagują. To zresztą
charakterystyczne dla Ukraińców. Podobnie Rosjanie zachowywali
się w czasie pomarańczowej rewolucji, wtedy też straszyli
Ukraińców osobą Wiktora Juszczenki i się przeliczyli. A
zatem takie działania raczej mobilizują społeczeństwo
ukraińskie, a nie zniechęcają. To nieadekwatna postawa Rosjan,
demonstrowana nie po raz pierwszy. Już jestem do tego przyzwyczajony. Nie sądzę, by
Rosja miała obecnie jakiekolwiek atuty dyplomatyczne, polityczne czy nawet
ekonomiczne, by móc powstrzymać Ukrainę od ruchu w kierunku
Europy. Jedyną rzeczą, jakiej się obawiam, to prowokacja służb
specjalnych. Nie wiem, co to mogłoby być. Mają dużą
wyobraźnię. Przypomnijmy sobie bardzo dziwne eksplozje
budynków w 1999 roku, przed wybraniem Władimira Putina na
prezydenta i rozpoczęciem kolejnej wojny czeczeńskiej. To jedyna
rzecz jakiej się boję. W radiostacji ”Echo
Moskwy” niedawno wystąpił wspomniany Siergiej Głaziew i
zapowiadał, że (po ewentualnym podpisaniu umowy z Unią
Europejską) Ukrainę czeka straszna zapaść finansowa,
ekonomiczna, z której ten kraj się nie podniesie, chyba że
uratują go miliardy dolarów kredytu. Czy taka retoryka trafia do
Ukraińców, czy o tym też się dyskutuje na Ukrainie? Mamy nadprodukcję
takiej retoryki. Jest jej za dużo, i dlatego traci na wartości. Oni
tak mówili zawsze: i Polakom, i Estończykom. To tradycyjna retoryka,
którą słychać od 20 lat. Sugerowałbym panu
Głaziewowi, by martwił się bardziej o sprawy rosyjskie, bo tam
jest dużo problemów wewnętrznych, a mniej myślał o
różnych krajach ościennych. Ukraińskie media
informują, że Gazprom udzieli zniżki na gaz jednemu z
ukraińskich oligarchów, Dmytro Firtaszowi. Jak można
interpretować taką wiadomość, czy to ruch o podtekście
politycznym? Nie znam tej umowy. Nie
wierzę jednak w rosyjskie oferty. Ukraińcy już nieraz się
przeliczyli, mają złe doświadczenie w kwestii umów z
Rosjanami. Oddano za nic Sewastopol i nic nie dostano, były
różne obietnice ze strony rosyjskiej i nic z tego nie wyszło.
Myślę, że nawet Janukowycz im nie wierzy. Co dopiero
przeciętni ludzie, nie mają żadnych podstaw, by im ufać. Im szybciej Ukraina zacznie
kupować gaz za rynkową cenę, tym lepiej. Owe umowy specjalne to
tylko źródło korupcji. Nie mają żadnego znaczenia
dla odbiorców. Są źródłem podwójnej
księgowości, zarabiania czarnych pieniędzy ze strony rosyjskiej
i ukraińskiej. I tyle. Czy ma pan może
pomysł, jak rozwiązać problem Julii Tymoszenko, tak by obie
”strony wyszły z twarzą”? Nie jestem prawnikiem.
Są tam lepsi ode mnie, potrafią zasugerować rozwiązanie.
Słyszałem, że pojawiła się sugestia Aleksandra
Kwaśniewskiego, by wprowadzić przepis podobny do tego jaki istnieje w
Polsce. Zakłada on, że można przerwać wyrok, by móc
się leczyć i w ten sposób wysłano by Julię
Tymoszenko do Niemiec. A jak długo ona zechce tam się leczyć, to
już będzie jej decyzja. Są
przeróżne możliwości. Prawnicy potrafią
wymyślić różne rozwiązania, ja tutaj nie chcę
konkurować. Dlaczego w takim razie
tak długo to wszystko trwa? To jest kwestia
polityczna. Tu nie chodzi o prawo, a prawdopodobnie chodzi o paniczny strach
Janukowycza przed Julią Tymoszenko. On czuje, że to przeciwnik jego
kategorii, w jego stylu. W opozycji nie ma takich ludzi jak Tymoszenko. W
większości są to politycy umiarkowani, proeuropejscy,
którzy próbują walczyć według reguł.
Tymoszenko potrafi tak jak Janukowycz i cała Partia Regionów –
walczyć bez reguł. To jest moje prywatne zdanie. Oprócz tego
strachu, jest zapewne nienawiść, poczucie krzywdy, bo Julia
Tymoszenko zawsze mówiła o Janukowyczu w sposób
znieważający. Jest też chęć zemsty. Tak mi się
wydaje. To jest irracjonalne. A jak zareagowałby
na uwolnienie Julii Tymoszenko elektorat Wiktora Janukowycza? Jego elektorat się
kurczy. Mimo tego, że uzyskał około 50 procent
głosów na wyborach, to jego twardy elektorat wynosi około 20
procent. Ci ludzie zasadniczo nie lubią Tymoszenko, i może nie byliby
zadowoleni. Z drugiej strony ten elektorat jest paternalistyczny. To nie
są obywatele, to są w większości ”poddani”. Nie mają
świadomości samodzielnej, w większości raczej ufają
przywódcom. Sądzę, że oni przełkną cokolwiek
się zdarzy. Może być niezgoda w obozie pomarańczowym – tam
przywódcy nie mają absolutnego autorytetu. A z tamtej strony mamy
paternalizm i zgodę na wszystko. Jak przywódca powie ”idziemy do
NATO” – pójdą, a jak powie ”nie iść” nie
pójdą. To jest zupełnie inna kategoria ludzi. Rozmawiała
Agnieszka Kamińska, portal PolskieRadio.pl *** Mykoła Riabczuk był
gościem Zamku Królewskiego w Warszawie, zainaugurował cykl
wykładów pod hasłem ”Polska-Ukraina-Europa. Dziedzictwo i
przyszłość”. *** Mykoła Riabczuk (ur. 27 września 1953 r. w Łucku) –
ukraiński krytyk literacki, eseista i publicysta.
Współzałożyciel kijowskiego miesięcznika „Krytyka”.
W Polsce publikował na łamach „Więzi”, „Tygodnika Powszechnego”,
"Krasnogrudy", "Czasu Kultury", "Akcentu",
"Dekady Literackiej", "Kultury Enter". Do tej pory
ukazały się polskie przekłady jego książek Od
Małorosji do Ukrainy (2002 r.), Dwie Ukrainy (2004
r.) oraz Ogród Metternicha (2010 r.) Laureat
nagrody POLKUL Foundation za działanie na rzecz dobrych stosunków
polsko-ukraińskich (1999 r.), a także Nagrody Pojednania
Polsko-Ukraińskiego (2002 r.). W roku 2009 otrzymał Odznakę
Honorową „Bene Merito” nadaną przez Ministra Spraw Zagranicznych
Radosława Sikorskiego. Obecnie wiceprezes Ukraińskiego PEN Clubu,
współpracownik Centrum Studiów Europejskich Uniwersytetu
Akademia Kijowsko-Mohylańska oraz Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu
Warszawskiego. (Notka biograficzna na podstawie informacji na stronie Zamku
Królewskiego w Warszawie) |