|
Prawda jest jednaMałgorzata Rutkowska 60. rocznica apogeum zbrodni ukraińskich nacjonalistów OUN-UPA na Polakach mieszkających na Wołyniu, która przypadnie w lipcu 2003 r., to ostatnia chwila dla niepodległej Ukrainy, by nazwać dokonane mordy ludobójstwem, a Polaków poprosić o wybaczenie. Na słowa prawdy, odrzucenie dotychczasowych kłamstw i manipulacji przeszłością czekają rodziny ofiar i żyjący świadkowie rzezi. Ewa i Władysław Siemaszkowie ustalili w swoim "opus magnum" - dwutomowym dziele "Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945", że podczas wojny OUN-UPA wymordowało na Wołyniu ponad 19 tys. znanych z nazwiska Polaków w co najmniej 1721 jednostkach administracyjnych. Ogółem zginęło 50-60 tys. Polaków, na całych Kresach Wschodnich prawdopodobnie ok. 200 tys. Przez dziesięciolecia holokaust Polaków podczas II wojny światowej z rąk nacjonalistów ukraińskich był przemilczany i zakłamany, a popełnione zbrodnie nienazwane i nieosądzone. Wydawało się, że po uzyskaniu niepodległości Ukraina dokona rozliczenia z historią i odetnie się od zbrodniczego nacjonalizmu, który oddzielił oba narody morzem niewinnej krwi Polaków. Niestety, trwa proces odwrotny, na Ukrainie postępuje coraz wyraźniejsza rehabilitacja zbrodniczych formacji, co pokazały w ubiegłym roku obchody 60. rocznicy powstania UPA. Wzięli w nich udział m.in. były premier Wiktor Juszczenko i była wicepremier Julia Tymoszenko. W obecności Juszczenki odsłonięto pomnik kata Wołynia "Kłyma Sawura" (Dmytro Klaczkiwśkij). Byli upowcy otrzymują świadczenia kombatanckie. Nic dziwnego, że to odwoływanie się niepodległego państwa ukraińskiego w poszukiwaniu swej tożsamości do najciemniejszych kart własnej historii budzi najwyższy niepokój Polaków. Ale z manipulowaniem historią przez oficjalne czynniki mamy też do czynienia po stronie polskiej. W imię źle pojętych interesów "strategicznego partnera", jak władze III RP określają Ukrainę, starannie kamufluje się prawdziwy charakter zbrodni ukraińskich. Pod wpływem lobby ukraińskiego, którego głównym ośrodkiem jest "Gazeta Wyborcza" i środowisko Unii Wolności, a także za sprawą Biura Edukacji Publicznej IPN, w mediach, w języku polityki, w pracach naukowych lansuje się fałszujące historię określenia: "antypolska akcja UPA" (termin używany w czasie wojny w dokumentach UPA!), "wydarzenia na Wołyniu", "konflikt polsko-ukraiński", "walki bratobójcze", "czystki etniczne", "zderzenie dwóch nacjonalizmów", "wypędzanie". Wszystkie są ucieczką od prawdy, która jest tylko jedna: w czasie II wojny światowej, a także po jej zakończeniu nacjonaliści ukraińscy dokonali zbrodni ludobójstwa na ludności polskiej. Kłamliwe określenie "wydarzenia na Wołyniu" pojawiło się też w nazwie prezydenckiego Komitetu Obchodów 60. Rocznicy Wydarzeń na Wołyniu, na którego czele stanął minister Marek Siwiec (ten sam, który nazywa Polaków sprawcami zbrodni w Jedwabnem!). W składzie Komitetu nie ma ani jednego przedstawiciela organizacji kresowych, znalazł się tam za to m.in. Myron Kertyczak - przewodniczący Związku Ukraińców w Polsce, który wydaje pismo "Nasze Słowo", gloryfikujące UPA. "Obóz prezydencki nie kryje, że zamierza obchodzić 60. rocznicę w duchu tzw. pojednania, co oznacza umniejszanie skali i okrucieństwa dokonanego ludobójstwa oraz - co najmniej częściowo - obciążenie Polaków winą za tragedię Kresów Wschodnich" - głosi wydane 15 lutego 2003 r. stanowisko Prezydium Ogólnopolskiego Komitetu Obchodów 60. Rocznicy Ludobójstwa Dokonanego przez OUN-UPA na Ludności Polskiej Kresów Wschodnich w latach 1939-47. Komitet zrzesza ponad 30 organizacji kresowych i planuje zorganizować własne uroczystości upamiętniające ukraińskie ludobójstwo. Wprawdzie 14 lutego br. prezydent Kuczma oświadczył, nawiązując do 60. rocznicy mordów na Wołyniu, że zbrodnie przeciwko ludzkości nie mogą zostać usprawiedliwione, ale szybko tę deklarację zdezawuował Wołodymyr Łytwyn, przewodniczący Rady Najwyższej Ukrainy. Stwierdził, by nie szukać winnych tragedii na Wołyniu, "gdyż nie znajdziemy ich nawet w sądny dzień". Nie należy się więc spodziewać, by 60. rocznica holokaustu na Wołyniu skłoniła władze ukraińskie do przyznania się do popełnionego ludobójstwa na Polakach. O tym, jak bardzo skażone jest myślenie elit ukraińskich o własnej historii, świadczy list otwarty kilkudziesięciu intelektualistów ze Lwowa i Kijowa do społeczeństwa polskiego z prośbą o wybaczenie tragicznych "wydarzeń na Wołyniu" w 1943 r. "Przyznajemy, że usunięcie siłą społeczności polskiej z Wołynia było tragiczną pomyłką" - napisali m.in. Ukraińcy. W udostępnionym PAP oświadczeniu nie spotkamy jednak nazwania zbrodni zbrodnią i wskazania, że odpowiedzialni za śmierć dziesiątków Polaków są nacjonaliści ukraińscy spod znaku OUN-UPA. Słowa o Polakach, których losy "złamał ukraiński oręż", ani na jotę nie mówią prawdy o ludobójstwie dokonanym na niewinnych ludziach. Jak można "tragiczną pomyłką" nazwać zaplanowaną i z zimną krwią przeprowadzoną rzeź niewinnych ludzi? Już raz słyszeliśmy o "pomyłce" dla ukrycia innego ludobójstwa - sowieckiej zbrodni w Katyniu na polskich oficerach. Jesienią 1941 r. Mierkułow, zastępca szefa NKWD Berii, zapytany o los polskich oficerów, powiedział: "Popełniliśmy wobec nich wielką pomyłkę". Tak reżimy totalitarne "kwitują" śmierć tysięcy ludzi. Polacy upominają się o prawdę i sprawiedliwość. Nie w poczuciu zemsty czy odwetu, którego nie było nawet w czasie wojny, już po dokonaniu hekatomby na Wołyniu, ale w imię szacunku dla ofiar i uczciwości. Domagając się prawdy, pragną też pomóc ukraińskiemu sąsiadowi przezwyciężyć tragiczną historię i oczyścić sumienia. Zatruta pamięć i życie w nieprawdzie nie budują dobra, nie służą szczerości, bez których nie będzie dobrych stosunków - na każdym poziomie - z ukraińskim sąsiadem. |