|
Kuba ŁoginowSTRATEGIA DLA ŚCIANY WSCHODNIEJ, ZACHODNIEJ UKRAINY ORAZ FAKTYCZNEGO POLSKO-UKRAIŃSKIEGO PARTNERSTWACZĘŚĆ PIERWSZA: Rzeczywiste stosunki polsko-ukraińskie są skandaliczne Po dziesięciu latach „kuczmizmu”, w czasie którego o „strategicznym partnerstwie” Polski i Ukrainy mówiło się wiele i nieprzerwanie, stan polsko-ukraińskich stosunków jest nieporównywalnie lepszy, niż na progu ukraińskiej Niezależności. Zwłaszcza po zwycięstwie Pomarańczowej Rewolucji i otwarciu Cmentarza Orląt nad Wisłą utwierdziło się przekonanie, że od tego czasu kontakty polsko ukraińskie rozwijają się świetnie. Mimo to doceniając te osiągnięcia, należy stwierdzić, że osoby mówiące o zaistnieniu „strategicznego partnerstwa” czy pozbawionej przeszkód drogi do realizacji hasła „Ukraina i Polska razem w Europie”, nie bardzo wiedzą, o czym mówią. Opinia publiczna pozbawiona jest bowiem obiektywnej informacji o przepełnionych problemami, nieraz i ludzkimi dramatami rzeczywistych stosunkach Polski i Ukrainy. Jak można głosić propagandę sukcesu w sytuacji, kiedy: - Na polsko-ukraińskiej granicy (535 km) funkcjonuje jedynie 12 przejść granicznych, natomiast na granicy polsko-słowackiej (541 km) - aż 52. Słowacja nie jest jednak, w przeciwieństwie do Ukrainy, „strategicznym partnerem” i to nie „bez niezależnej Słowacji niemożliwa niezależna Polska”. Nawet po realizacji wszystkich ambitnych projektów granicznych ilość przejść wzrośnie do jedynie ok. 30-40, gdy tymczasem potrzeby w tym zakresie z każdym rokiem rosną. W obecnym tempie osiągnięcie takiej dostępności przejść granicznych, jaka pozwoli np. na organizację Euro-2012, będzie możliwe ok. 2040 roku! Kto wie, czy w tym czasie Ukraińcy, którzy swobodnie podróżują do Moskwy czy na Białoruś, nie odwrócą się zniecierpliwieni od Europy, która nie potrafi (nie chce?) zaproponować im coś konkretnego tu i teraz. - Poza nielicznymi wyjątkami, granicy polsko-ukraińskiej nie wolno przekraczać pieszo ani rowerem. Zakaz ten jest ewenementem w skali europejskiej i do złudzenia przypomina realia z czasów zimnej wojny, - Polska i Ukraina prawdopodobnie łamią postanowienia Konwencji Ramowej Rady Europy o ochronie praw mniejszości narodowych z 1995 roku, m. in. artykułu 17 o treści: „Strony zobowiązują się nie ingerować w prawo osób należących do mniejszości narodowych do ustanawiania i utrzymywania swobodnych i pokojowych kontaktów poprzez granice z osobami legalnie przebywającymi w innych państwach, w szczególności z tymi, z którymi łączy ich tożsamość etniczna, kulturalna, językowa lub religijna albo też wspólne dziedzictwo kulturowe” Ukraińscy mieszkańcy bieszczadzkich wsi, pozbawieni samochodu i środków finansowych na bilet kolejowy (ogromna kwota kilkudziesięciu złotych za kilkanaście km połączenia międzynarodowego) nie mają absolutnie żadnych możliwości odwiedzania swoich rodaków z ukraińskiego Przykarpacia, gdyż nie ma w Bieszczadach ani jednego pieszego przejścia granicznego. - Organizacja pracy pieszego przejścia granicznego Medyka-Szehyni zagraża zdrowiu i życiu podróżnych. Gdyby np. po ukraińskiej odprawie paszportowo-celnej, a przed polską, ktoś zasłabł – nie ma absolutnie żadnych możliwości udzielenia pierwszej pomocy. Osoby na przekroczenie tej granicy czekają czasem i kilka godzin, a korytarz „strefy neutralnej” oddzielają zarówno od Polski, jak i od Ukrainy, dziesiątki metrów rozwścieczonego tłumu (!), którego nie da się w żaden sposób przywołać do porządku. Wołania o pomoc mogą pozostać bez reakcji (tym bardziej, że przemytnicy i funkcjonariusze mogą podejrzewać, że dana osoba chce się przedostać przez granicę bez kolejki lub nielegalnie), a chory np. na serce – umrzeć bezpośrednio na oczach tłumu; - Cena połączenia kolejowego odległych o niecałe 350 km partnerskich miast Krakowa i Lwowa, połączonych wspólną galicyjską historią jest wyższa (200-250 zł), niż koszt podróży tanimi liniami lotniczymi z Krakowa do Londynu i wielu innych stolic zachodnioeuropejskich; - Autobus ze Lwowa do Przemyśla przebywa w drodze niecałe dwie godziny, a stoi na granicy niekiedy i trzy godziny, przy czym nigdy nie krócej, niż godzinę, - Jedyne przejście graniczne, w którym dozwolono przekraczanie granicy pieszo, jest w całości opanowane przez drobnych przemytników, tzw. „mrówki”. Osoby te nawet nie kryją się ze swoimi działaniami i zamierzeniami, przebywają w dosyć specyficznych układach ze strażnikami granicznymi. Polska administracja doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak również z przyczyn tej sytuacji – braku perspektyw i możliwości zarabiania na życie przez mieszkańców Przemyśla w inny sposób. Administracja Polski woli jednak utrzymywać status quo: walczyć z przemytem, równocześnie nie podejmując radykalnych kroków, które pozbawiłyby tych ludzi jedynego źródła utrzymania i wywołałyby problemy społeczne na niewyobrażalną skalę. Oficjalna Polska nadal jedyne, co ma do zaproponowania ludziom zmuszonym trudnić się przemytem – to patrzenie na to zjawisko „przez palce”, co ilustrują charakterystyczne dla sytuacji słowa pogranicznika: „dzisiaj przechodzicie tylko raz, i nie później niż do piętnastej”; - Oficjalna Polska udaje „dobrego wujka”, który wydaje wizy wszystkim Ukraińcom, którzy się po nie zgłoszą. Zapomina jednak dodać, że jest to fikcja, bowiem brak rzeczywistej selekcji wizowej w konsulacie powoduje, że ta sama procedura i tak się odbywa, ale w niesprzyjających do tego warunkach na granicy. Wywołuje to wielogodzinne kolejki, sprzyja korupcji i sprawia, że obywatele Ukrainy są poniżani; - Oficjalna Polska popiera starania Ukrainy odnośnie członkostwa w Unii. Zapomina dodać, że wymagać to będzie harmonizacji polityki akcyzowej, a co za tym idzie – wzrostu cen na papierosy i wódkę. Tylko wtedy znikną kolejki na granicy, a razem z tym – ilość turystów odwiedzających Lwów wzrośnie z obecnych 100 tysięcy do trzech milionów, w ciągu zaledwie kilku lat, bez żadnej aktywności ze strony ukraińskiej. Coś za coś; - Oficjalna Polska dwoma rękami podpisuje się pod tym, aby Ukraina razem z Polską należały do Europejskiego Obszaru Gospodarczego – najlepiej jak najszybciej, najlepiej już teraz. Polska razem z Ukrainą zapominają jednak o tym, że istotą EOG i UE jest wolny przepływ osób, towarów, kapitału i usług. Pod tymi względami restrykcje są ogromne, po obu stronach. Abstrahuję już od problemów, jakie mają Ukraińcy przyjeżdżający do pracy do Polski, bo o tym wiedzą wszyscy. Jednak spróbujcie Państwo, będąc obywatelem RP, założyć konto w ukraińskim banku i swobodnie dokonywać na nim operacji finansowych; uzyskać na Ukrainie pozwolenie o pracę; załatwić bezpłatne studia (lub płatne, ale w rozsądnych granicach – niższych, niż 1500 dolarów rocznie), prawo stałego pobytu (trudniej jest wyemigrować z Polski na Ukrainę, niż na odwrót). Spróbujcie Państwo, mieszkając w Przemyślu, pojechać po pracy na zakupy w oddalone o 30 km Mostyska (kupując tańszą kawę, herbatę, wodę mineralną, przetwory owocowe, keczup, majonez itp.) i wrócić przed zmierzchem do domu – tak, jak mieszkańcy Zakopanego w latach 90-tych jeździli do słowackiej Suchej Hory, a wschodni Niemcy – do Polski. Powodzenia!!! - Dużo mówi się o tym, że na Ukrainę po rewolucji zawitają inwestorzy, m. in. polscy. Spróbujcie Państwo wyobrazić sobie prezesa średniej firmy ze Lwowa, który ma napięty grafik, i w związku z tym od 8 do 10 pracuje w biurze na ulicy Czornowoła, następnie jedzie do Zamościa na umówione na godzinę 13 spotkanie z kontrahentem (sama podróż trwa ok. 2 godzin), po czym wraca do Lwowa, bo o 17 musi odebrać ważnego gościa przyjeżdżającego z Użhorodu. Jeśli się nie mylę, tak w całej Europie Zachodniej wygląda transkontynentalna codzienność. Jeśli tak bardzo zależy Polakom i Ukraińcom na „europeizacji Ukrainy” – to dlaczego dyplomaci nie biją na alarm, dlaczego rozwiązanie tego problemu jest mniej ważne, niż zakup Huty Częstochowa przez oligarchów z Donbasu? - Proszę wyobrazić sobie kilkaset tysięcy kibiców Euro-2012 czekających w ogromnym korku na przekroczenie granicy z Polską. Przecież nawet obecne bardzo ambitne plany zakładają budowę jedynie kilkunastu przejść granicznych w ciągu najbliższych lat, a i to będzie mało prawdopodobne – gdy tymczasem ich liczbę należy zwiększyć z dwunastu do co najmniej stu! - Większość lwowian bardzo nie lubi wszystkiego, co rosyjskie, za to czują się oni pełnoprawnymi obywatelami Europy. Dlaczego więc bez porównania łatwiej jest im odwiedzić daleką i nieprzyjazną Moskwę, niż pobliski, „swój” Lublin? Dlaczego za bilet kolejowy do Moskwy zapłacą oni sto kilkadziesiąt hrywien, a do Krakowa – ponad trzysta? - Oficjalna Polska nadal do kontaktów z Ukrainą wykorzystuje mowę największego antagonisty tego kraju. Nie chodzi tu o kontakty oficjalne – tam niby wszystko w porządku. Chodzi o praktykę. Straż Graniczna wymaga od kandydatów do służby zdania egzaminu z jednego z następujących języków: angielskiego, niemieckiego, rosyjskiego. A co z Polakiem świetnie znającym ukraiński i spełniającym wszystkie inne kryteria? Nie zostanie przyjęty? Wyższe uczelnie RP wymagają znajomości właśnie rosyjskiego od swoich studentów, wybierających się na stypendium do Lwowa i Kijowa (gdzie będą studiować wyłącznie w języku oficjalnym, choćby nawet poza murami uczelni rozmawiano mową Putina). Student ze świetną średnią, osiągnięciami itp. i biegłą znajomością ukraińskiego nie zostanie więc zakwalifikowany, bo przegra z osobą posiadającą certyfikat z rosyjskiego. Przejaw cudownie rozwijających się stosunków, nieprawdaż? Krok pierwszy: uświadomienie problemu Nie wolno dalej udawać, że wszystko jest cudownie, bojąc się zaostrzenia naszych stosunków. Jeśli teraz nie podejmiemy tematu, to kiedy? Może odłożymy to na czasy, kiedy do władzy na Ukrainie powróci Wiktor Janukowycz, a w Polsce – Andrzej Lepper? A może się to stać szybciej, niż się komukolwiek wydaje. Przede wszystkim problemy na granicy powinny być traktowane priorytetowo. Dyplomaci obu krajów powinni zbierać informacje odnośnie wszystkich nagromadzonych problemów i przygotowywać comiesięczne robocze wizyty najwyższego kierownictwa obu krajów. Realizacja postanowień np. niniejszej strategii (a także każdej innej, jaka powstanie) wymagać będzie trudnych, niekiedy niezwykle ostrych negocjacji, sporządzenia wielu umów międzynarodowych, zmiany krajowego ustawodawstwa. Oczywistym jest, że to wszystko musi trwać, dlatego tym bardziej należy rozpatrywać te kwestie na najwyższym szczeblu, aby np. była wola polityczna dla szybkiej ratyfikacji porozumień i nowelizacji ustaw. Pierwszy krok, jaki powinien wyjść ze strony polskiej dyplomacji – umieszczanie np. na stronach internetowych informacji o „problemie granicznym”. Polskie placówki dyplomatyczne prowadzą też codzienny przegląd prasy ukraińskiej, ale znalezienie wśród cytowanych przez nich doniesień informacji o granicznych problemach graniczy z cudem. O tym po prosto musi być głośno tak samo, jak głośno było o sprawie Cmentarza Orląt czy Związku Polaków na Białorusi. Krok pierwszy: nie zrzucanie winy na drugą stronę nawet gdyby okazało się, że ta wina rzeczywiście tam jest Obecnie panuje w Polsce przeświadczenie, że wszystkiemu winni są Ukraińcy. To oni wywołują problem i to oni nie są zainteresowani jego rozwiązaniem. Tak rzeczywiście jest. Ale nie należy zapominać, że 40-60% źródeł problemu leży po stronie polskiej. Prawdą jest też, że kijowscy politycy zupełnie nie przejmują się problemem granicy. Ale nie oznacza to, że jeśli Polska na oficjalnym, wysokim szczeblu (na poziomie Prezydentów i Premierów) stanowczo zażąda zajęcia się problemem, Ukraina będzie stawiać przeszkody. Przeciwnie: na taką stanowczą i konkretną propozycję Kijów zareaguje przychylnie. Rozwiązanie problemu leży bowiem zarówno w polskim, jak i w ukraińskim interesie. Jeżeli nawet korzyść z otwarcia granicy dla Polski wynosiła by 20 jednostek, a dla Ukrainy 100, a mimo to Ukraina nie wykazywałaby zainteresowania – Polska powinna uczynić wszystko, aby te problemy rozwiązać. Jeżeli nawet Ukraina z niezrozumiałych powodów działa sobie na szkodę nie rozwiązując problemu – należy ją po prostu zmusić do aktywnego działania. Oczywiście, zgodnie z protokołem dyplomatycznym. Krok trzeci: rozblokowanie granicy Rozblokowanie granicy jest podstawowym warunkiem dla tego, aby w ogóle można było zacząć myśleć o Ukrainie jako zamożnym kraju, a o Ścianie Wschodniej – jako o zamożnym regionie. Dopiero to pozwoli prowadzić konkretne dyskusje na temat perspektyw integracji Ukrainy z Europejskim Obszarem Gospodarczym. Otwarcie granicy spowoduje wyzwolenie ogromnej aktywności gospodarczej, społecznej i obywatelskiej na terenie województw Lubelskiego i Podkarpackiego oraz Zachodniej Ukrainy. Mieszkańcy Przemyśla będą robić na Ukrainie zakupy (herbata, kawa, woda mineralna, majonez, keczup, przetwory), chodzić tam do fryzjera i dentysty itp. Zachodni Ukraińcy będą jeździć do Polski po mięso, cebulę i elektronikę. Lwów, Truskawiec i inne miejsca zaczną odwiedzać nie dziesiątki, ale setki tysięcy turystów, a za 10-15 lat do Lwowa przyjeżdżać będzie 8 milionów turystów rocznie. Z takim bogatym Lwowem będzie się opłacało współpracować nie mniej, niż obecnie z Berlinem (studiować tam, pracować) – i Ukraina nie będzie już traktowana jako źródło wszelkich nieszczęść (przemytu, imigrantów). Dzięki „ucywilizacyjnieniu” sąsiada Ściana Wschodnia przestanie być traktowana jako prowincja: Lublin czy Zamość będą odwiedzać wtedy już zamożni lwowscy turyści, rozwinie się kooperacja gospodarcza itp. Zamożna Zachodnia Ukraina – to gwarancja zbilansowania prorosyjskich ośrodków Donbasu, Odessy, Dnipropetrowska i Charkowa. Bogaty Lwów będzie miał taką siłę i tyle do powiedzenia, że powrót Ukrainy w objęcia Moskwy nie będzie już możliwy. Ukraina naprawdę stanie się niezależna, a przecież „bez niezależnej Ukrainy – niezależna Polska niemożliwa”. Pozytywny przykład będzie w o wiele większy sposób oddziaływał na Białoruś, niż wszystkie obecnie podejmowane rozwiązania razem wzięte. Ale to wszystko nie odbędzie się samoczynnie. Otwarcie granicy – jedynie warunek konieczny, ale niewystarczający. Aby wszystko to mogło się udać – należy od nowa przemyśleć rolę Ściany Wschodniej i Zachodniej Ukrainy. Nie można nadal traktować tych ziem lekceważąco, uważać ich za prowincję i źródło problemów. Krok czwarty: określenie na nowo roli Zachodniej Ukrainy i Wschodniej Polski W nowych realiach nie można dłużej myśleć po staremu. Po co zajmować się przemytem, jeżeli tyle niewykorzystanych możliwości kryje się np. w rozwoju turystyki? Należy więc już teraz rozpocząć publiczną debatę na temat przyszłości tych perspektywicznych terenów. Nie chodzi o to, żeby podejmować już teraz jakiekolwiek konkretne działania, ale żeby uzmysłowić sobie, jakie potencjalne możliwości tu leżą i w jakim kierunku należy podążać. CZĘŚĆ DRUGA: 1. Niewłaściwa organizacja pracy i podział kompetencji oraz brak przepływu informacji na linii: placówki dyplomatyczne (przyznanie wizy) – Straż Graniczna – Służba Celna. Niedoskonałość obecnego trybu przyznawania wiz i kontroli granicznej W obecnym systemie przyznanie wizy jest właściwie formalnością, rzadko kiedy odmawia się jej obywatelom Ukrainy. Polskie MSZ, Prezydent i placówki dyplomatyczne przedstawiają ten fakt jako sukces Polski i dowód jej proukraińskiego nastawienia. W rzeczywistości jest raczej przeciwnie, a negatywne dla Ukrainy skutki takiej polityki przeważają, lecz się je skutecznie ukrywa. Nigdy bowiem nie ma nic za darmo. Takie postawienie sprawy przesuwa ciężar podjęcia decyzji „wpuścić – nie wpuścić” na nie przystosowanych do tego zadania funkcjonariuszy Straży Granicznej (SG). Kontrola paszportowa na granicy nie jest więc rutynowa, tj. nie ogranicza się do stwierdzenia, czy dana osoba: ma ważne dokumenty (w tym wizę) i nie ma adnotacji o zakazie czy ograniczeniu wjazdu. Funkcjonariusz ma obowiązek przeprowadzić z każdym obywatelem Ukrainy (także Białorusi) krótką rozmowę, zapytać o cel pobytu, sprawdzić posiadane środki finansowe lub polisę itp. Trwa to od jednej do trzech minut, czasem dłużej. Przeprowadzenie kontroli jednego tylko autobusu musi więc trwać od 20 do 30 minut – a i to tylko na rozmowę z pasażerami. Drugie tyle zajmuje kontrola autentyczności paszportów, sprawdzenie danych z komputera itp., a jest jeszcze przecież kontrola celna, oczekiwanie w kolejce, odprawa po stronie ukraińskiej, zastoje techniczno-organizacyjne. Pozytywny przykład słowackich służb konsularnych i granicznych Należy raczej zastosować się do udanego doświadczenia Słowaków. Na słowacką wizę trzeba czekać od tygodnia do dziesięciu dni, bo tyle czasu zajmuje służbom konsularnym sprawdzenie danych co do uczciwych zamiarów osoby składającej wniosek, stanu jego środków finansowych, polisy ubezpieczeniowej itp. Wizę wielokrotną długoterminową do SR, w odróżnieniu od wizy jednokrotnej, nie jest łatwo dostać. Należy bezwzględnie wykazać cel, czemu potrzebne jest aż tak częste przekraczanie granicy (Polska jest pod tym względem znacznie bardziej liberalna). Potencjalnym problemem dla Słowacji są mieszkańcy Zakarpacia – to oni są bowiem potencjalnymi „mrówkami”. Takie osoby, owszem, bez problemu uzyskają wizę jednorazową, ale dla otrzymania wizy wielokrotnej trzeba np. założyć działalność gospodarczą i przedstawić umowę o współpracy z firmą lub instytucją ze Słowacji. Tak robią np. mieszkańcy przygranicznej wioski Małyj Bereznyj, aby móc zajmować się drobnym przemytem. Jednak skala problemów jest tak wielka, że trzeba nieźle się nabiegać (kilka miesięcy) i wykosztować (co najmniej równowartość 2000 zł), aby coś takiego załatwić. Jednorazowy wyjazd – owszem, takich problemów nie przedstawia, ale za każdym razem wyrabiać w Użhorodzie nawet bezpłatną wizę, aby przewieźć ten karton papierosów, dwie butelki wódki i worek słodyczy – nie opłaca się. Nie opłaca się to nawet wtedy, gdyby udało się przemycić kilkakrotnie większą ilość towaru, niż dopuszczalna (co jest praktycznie niemożliwe na Słowacji, a w Polsce – częste). W rezultacie, słowacka granica jest dostępna dla osób jadących w legalnych celach, bo nie blokują jej „mrówki”. Przy czym do tych legalnych celów należy też zaliczyć zgodną z prawem wymianę towarową: Słowacy jeżdżą do Użhorodu na zakupy na tej samej zasadzie, jak Niemcy jeździli w latach 90-tych do Polski, a Polacy – na Słowację. Na Ukrainie tańsze niż w Polsce czy na Słowacji są produkty spożywcze (z wyjątkiem mięsa, cebuli i kilku innych), między innymi słodycze, a także usługi: fryzjerskie, dentystyczne, gastronomiczne, rzemieślnicze. Nie jest to jednak przemyt, lecz właśnie przejaw tego „europejskiego standardu” i integracji gospodarczej, na którym tak bardzo zależy Polakom. Kontrola w konsulacie, a nie na granicy Razem z wprowadzeniem rzetelnej, choć długotrwałej kontroli wizowej w konsulacie, należy zastosować zasadę przepuszczania wszystkich tych osób, które posiadają ważne dokumenty. Należy więc zrezygnować z jakichkolwiek zapytań odnośnie celu podróży: osoba wjeżdżająca powinna już podczas starania się o wizę aktywnie udowodnić, że jedzie w legalnych celach. Zamiast pokazywać pieniądze na granicy należy np. wprowadzić wymóg przedstawienia zaświadczenia z Podatkowej Służby Ukrainy o osiąganych legalnie dochodach. Jeśli będą one niższe, niż określony w odpowiednim rozporządzeniu pułap, daną osobę powinno się zobowiązać do dołączenia do wniosku potwierdzonej kopii polisy lub zaproszenia. Będzie to m. in. sprzyjać legalizacji dochodów obywateli Ukrainy, na czym powinno pośrednio zależeć Polsce (jako przejaw „europeizacji” Ukrainy). Sprawdzenie środków finansowych powinno odbywać się w konsulacie między innymi dlatego, że na granicy nie ma ani czasu, ani warunków, ani przeszkolonych kadr, aby przeprowadzać takie czynności. W konsulacie powinny być również wyjaśnione wszystkie inne wątpliwości odnośnie tego, czy dana osoba rzeczywiście spełnia wymagania niezbędne dla udzielenia zgody na wjazd do Polski. Od kandydatów do służby w SG wymaga się bowiem: średniego wykształcenia, sprawności fizycznej, niekaralności i wojskowej dyscypliny. Nie wymaga się natomiast: znajomości języka ukraińskiego, podstaw psychologii i komunikacji międzyludzkiej, dogłębnej znajomości ukraińskich realiów – czyli czynników, bez których niemożliwe jest prawidłowe wykonanie tego zadania. Prowadzi to do wielu patologii (poczucie wyższości pograniczników – grupy społecznej wysoce narażonej na kompleks niższości, łapówkarstwo itp.). Odciążyć konsulaty: zlikwidować faktyczny obowiązek starania się o wizę przez te osoby, które i tak tę wizę dostaną Należy znacznie zwiększyć ilość osób, mogących ubiegać się o długoterminowe wizy pięcioroczne. Należy uchwalić Ustawę „Karta Polaka”, wzorem dla której będzie Ustawa Ukrainy „O statusie prawnym zagranicznego Ukraińca”. Przyznanie wspomnianego statusu daje Ukraińcom z diaspory prawo bezwizowego wjazdu na Ukrainę, przebywania tam bez konieczności posiadania zezwolenia przez okres 5 lat, podejmowania pracy i bezpłatnych studiów oraz traktowania ich na równi z obywatelem Ukrainy we wszystkich sytuacjach, nie ograniczonych postanowieniami danej ustawy lub innych przepisów. Polska, wprowadzając takie ułatwienia dla ukraińskich i białoruskich Polaków, nie tylko pomogłaby im samym(co jest konstytucyjnym obowiązkiem RP), ale też zmniejszyłaby ilość spraw o wydanie wizy w polskich konsulatach. Prawo do uzyskania statusu Polaka lub równoważnego mu dobrze byłoby rozszerzyć na zasłużonych dla Polski obcokrajowców, o czym decydowałaby specjalna komisja np. przy Prezydencie RP. W ten sposób można nagrodzić i promować propolskie inicjatywy na Ukrainie. W ten sposób praca konsulatów choć trochę będzie odciążona - nie będą się one zajmować wnioskami wizowymi osób, którym i tak nie można lub nie wypada tej wizy odmówić (bo np. jest to uznany autorytet). Osoby te będą uzyskiwać wizę raz na pięć lat, a nie każdorazowo przed przekroczeniem granicy. Dobrą analogią jest tu tryb wydawania przez Polskę paszportów. Gdyby każdorazowo przed przekroczeniem granicy obywatel RP musiał ubiegać się o paszport, którego wydania z reguły nie odmawia się, wystąpiłyby dokładnie takie same problemy, jakie istnieją w przypadku kolejek przed konsulatami. Dlatego robi się to raz na dziesięć lat. Zasady: domniemania uczciwości i zera tolerancji Należy sformułować i stosować w praktyce zasadę domniemania uczciwych zamiarów osoby wjeżdżającej do Polski, przy równoczesnej zasadzie „zero tolerancji” dla osób łamiących przepisy. Na przykład, kontrolę celną należy przeprowadzać wybiórczo, ale za to po odkryciu przemytu bezwzględnie zabraniać wjazdu do Polski na określony okres. Obecny stan wiedzy statystycznej pozwala na opracowanie takiego systemu, który umożliwi skuteczne zapobieganie przemytowi przy jedynie wybiórczym przeprowadzaniu kontroli. Należy podpisać z Ukrainą umowę o współpracy polegającą na tym, że kilkakrotne ujawnienie przemytu do Polski przez obywatela RP skutkuje wprowadzeniem przez Ukrainę zakazu wjazdu dla tej osoby na terytorium Ukrainy przez określony termin. Oczywiście, z prawem odwołania od decyzji i zachowaniu innych demokratycznych mechanizmów. Można to też sformułować inaczej: na przemytnika nakłada się dosyć wysoką karę (np. 500 złotych za przemyt trzech kartonów papierosów), a gdy egzekucja kary okazuje się nieskuteczna - wtedy odpowiednia instytucja kieruje do sprzężonej z nią instytucji Ukrainy standardowy wniosek o wprowadzenie dla niej zakazu wjazdu. Ukraina w przeciągu dwóch tygodni wprowadza go lub wystosowuje uzasadniony sprzeciw (ale musi udowodnić podstawy nie wprowadzenia zakazu), przy tym dana osoba ma możliwość wpłacenia kaucji w wysokości kilku tysięcy złotych w celu warunkowego umorzenia zakazu, a uzyskane środki kierowane są na utrzymanie tego urzędu. 2. Uderzenie w przyczynę przemytu i innych patologii – próba zniwelowania obecnej dwu-trzykrotnej różnicy cen towarów akcyzowych. Częściowa harmonizacja polityki akcyzowej Polski (UE) i Ukrainy Polska powinna wystąpić do strony ukraińskiej z wnioskiem o rozpoczęcie negocjacji w sprawie harmonizacji polityki podatkowej w zakresie towarów objętych akcyzą. Powinien powstać zespół badawczy, który wyjaśniłby priorytety Ukrainy decydujące o kształtowaniu polityki podatkowo-cenowej w tym zakresie. Wyrównanie cen na papierosy i alkohol na Ukrainie i w Polsce jako element szerszej, przemyślanej strategii walki z uzależnieniami Należy przede wszystkim zadać sobie i Ukrainie pytanie: dlaczego paczka papierosów średniej klasy ma kosztować akurat 1,50 zł, a butelka dobrej wódki – 10 zł. Podniesienie cen tych towarów może opłacać się Ukrainie, ale nie samo w sobie (nagła podwyżka może bowiem zrujnować przemysł tytoniowy, spirytusowy i kooperujące z nimi gałęzie, zwiększyć czarną strefę, powodować konflikty społeczne), należy więc to wszystko dokładnie zbadać i opisać. Polska powinna przekazać Ukrainie swoje doświadczenie w walce z alkoholizmem i uzależnieniem od papierosów, której nieodłącznym elementem jest polityka cenowa. Polska powinna pomóc Ukrainie w stworzeniu strategii walki z tymi patologiami i w pozyskaniu na jej realizację środków z Norweskiego Mechanizmu Finansowego, funduszy pomocowych Europejskiego Obszaru Gospodarczego, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych. Coś za coś: droższe papierosy i alkohol w zamian za liberalizację rynku pracy oraz stypendia dla młodzieży i naukowców Pojawi się na pewno sytuacja, że z jednej strony Kijów nie będzie wykazywał dostatniego zainteresowania tą sprawą, a z drugiej - będzie wskazywał na negatywne skutki dla Ukrainy podwyżek cen wyrobów tytoniowych i spirytusowych. Polska ma jednak środki, jakimi może wpływać na zmianę tego podejścia nawet, gdyby było to dla Ukrainy niekorzystne. Obiektem negocjacji ma być: ze strony polskiej – dążenie do jak najwyższego wzrostu ukraińskich cen na papierosy i alkohol, a ze strony ukraińskiej – do hamowania tych zamierzeń oraz uzyskania od Polski jak największych korzyści w zamian za kompromis. Polska ma co zaproponować Ukrainie w zamian za zgodę na harmonizację polityki akcyzowej: poparcie starań o członkostwo w EOG, otwarcie rynku pracy, kontyngent na bezpłatne studia dla pewnej ilości Ukraińców. Uwzględnienie podczas negocjacji negatywnych skutków wzrostu cen towarów akcyzowych i pomoc Ukrainie w ich niwelowaniu Równocześnie nie należy zapominać o pośrednich skutkach, jakie wynikłyby wskutek podniesienia akcyzy przez Ukrainę, i uwzględnić je podczas negocjacji. Taki krok spowodowałby mianowicie wystąpienie różnic cen pomiędzy Ukrainą, a Mołdawią i Rosją. Należy więc zaprosić do negocjacji Mołdowę, też proponując jej coś w zamian. Tym bardziej, że gdy Polska otworzy trochę rynek pracy i możliwość bezpłatnych studiów dla Mołdawian, to nie będzie to dla niej wielkim ciężarem, a przyczyni się to do stabilizacji i rozwoju regionu, tym samym realizując jeden z priorytetów polskiej polityki zagranicznej. Natomiast rozmowy z Rosją raczej nie mają sensu, bo z tym krajem nie da się rozmawiać. Tu należy raczej nastawić się na przekazanie polskiego doświadczenia co do „uszczelnienia” wschodniej granicy Ukrainy. Gdyby tak się stało, byłby to nieoceniony sukces Polski. Oczywiście, w wyniku podniesienia akcyzy przez Ukrainę (nawet wbrew ukraińskim interesom w tym zakresie, ale w zamian za inne korzyści zaproponowane przez Polskę), wiele osób, grup, środowisk (m. in. przemytniczych), straciłoby. Nie ma jednak nic za darmo, a każda reforma czy restrukturyzacja, otwierająca drogę dla przyszłego dobrobytu, na początku musi być bolesna. Polska powinna też wykazać ogromną otwartość w zakresie pomocy Ukrainie w formułowaniu polityki walki z alkoholizmem i uzależnieniem od papierosów, w tym w walce z nielegalną produkcją i dystrybucją. Polska powinna też pomóc Ukrainie uzyskać na tak sformułowany kompleksowy program dotacje z Norweskiego Mechanizmu Finansowego, programów pomocowych Europejskiego Obszaru Gospodarczego, a także funduszy Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych. Podatki lokalne na sprzedaż wyrobów tytoniowych i alkoholu Należy wystąpić do władz okręgów Lwowskiego i Wołyńskiego z zapytaniem, czy możliwe jest podjęcie przez nie takich działań administracyjnych, które w sztuczny sposób spowodują podniesienie ceny papierosów i wódki w rejonach przygranicznych, ponad ogólnoukraiński poziom. Być może możliwe jest nałożenie podatków i opłat lokalnych, koncesji i innych środków obciążających sprzedawców tych towarów. Ceny w strefie przygranicznej nie mogą być jednak znacznie wyższe, niż poza nią (maksimum 5-10%), gdyż wtedy wzrośnie jedynie szara strefa lub towary te będą sprowadzane z bardziej odległych obszarów. 3. Liberalizacja polskiego rynku pracy w zamian za podniesienie przez Ukrainę akcyzy na wódkę i papierosy Restrykcyjna antyimigracyjna fikcja Obecne przepisy, a jeszcze bardziej praktyka, właściwie uniemożliwiają legalne zatrudnienie w Polsce obywatela Ukrainy. Z reguły należy najpierw wykazać, że pracodawca poszukiwał wcześniej obywatela RP lub innego kraju Europejskiego Obszaru Gospodarczego, i nie znalazł właściwej osoby. Praktyka pokazuje, że do pewnych zawodów i za pewną stawkę obywatele RP po prostu nie zgłaszają się. Należy dokładnie przeanalizować, jaki poziom liberalizacji jest tak naprawdę korzystny dla polskiej gospodarki. Za liberalizacją rynku pracy w odniesieniu do Ukraińców opowiada się też znaczna część polskiego społeczeństwa, o czym nie można zapominać. Informacja ta będzie miała kluczowe znaczenie podczas negocjacji „akcyza za pracę”. Wpływ liberalizacji rynku pracy na zmniejszenie kolejek na granicy Liberalizacja rynku pracy umożliwi zgodę Ukrainy na podniesienie akcyzy na papierosy i wódkę. Zmniejszy to straty budżetu państwa z tytułu przemytu, ale także w znaczący sposób zmniejszy się ilość przemytników blokujących obecnie granicę. To z kolei będzie miało zbawienny wpływ na gospodarkę. Korzyści gospodarcze z tego tytułu przynajmniej częściowo zrekompensują ewentualne straty Polski spowodowane zwiększonym napływem legalnych pracowników z Ukrainy. Z drugiej strony, skoro praca będzie legalna, zniknie potrzeba aż tak rzetelnego sprawdzania, czy dana osoba deklarująca wyjazd turystyczny nie jedzie przypadkiem do nielegalnej pracy. Zamiast chować się pod płaszczykiem turysty, Ukraińcy będą załatwiali formalności, a posiadanie przez nich zgody na pracę automatycznie zlikwiduje podejrzenia. Koordynacja w ramach Grupy Wyszehradzkiej Polska powinna równocześnie koordynować liberalizację rynku pracy z działaniami partnerów z V-4. Należy w jakiś sposób zachęcić Słowację, Węgry i Czechy do pójścia w ślady Polski (w zamian za coś), aby potok migrantów zarobkowych nie skierował się wyłącznie na Polskę. 4. Tworzenie prowizorycznych przejść granicznych Wprowadzenie – dlaczego prowizoryczne przejścia graniczne są niezbędne Na granicy Polski ze Słowacją funkcjonuje 52 przejść granicznych, natomiast na polsko-ukraińskiej granicy, identycznej pod względem długości, tylko 12. Przy czym Ukraina wymieniana jest na trzecim miejscu jeśli chodzi o priorytety polskiej polityki zagranicznej, a Grupa Wyszehradzka – znacznie dalej. Poza tym, granica polsko-słowacka przebiega na terenie górzystym i jest to granica naturalna i historyczna. Tymczasem polsko-ukraińska granica została wytyczona sztucznie, przecina tradycyjnie ukształtowane więzy w najmniej uzasadnionych miejscach, a Ukraina, w przeciwieństwie do Słowacji, jest traktowana przez Polskę priorytetowo. Z Polski poprzez Słowację biegnie tylko jedna istotna trasa transeuropejska (Północ-Południe przez Chyżne), gdy tymczasem przez Ukrainę przechodzi kilka „strategicznych” magistrali: - Europa Zachodnia – Wrocław – Kraków – Lwów – Kijów – Europa Wschodnia, - Berlin – Poznań – Warszawa – Lublin – Kijów – Europa Wschodnia oraz - Skandynawia – Gdańsk – Warszawa – Lublin – Lwów – Odessa–Zakaukazie / Rumunia-Bałkany. Zapewnienie drożności tych szlaków jest nieocenionym zadaniem z punktu widzenia polskich interesów geopolitycznych, jeżeli Polska i Ukraina mają odgrywać aktywną rolę na arenie międzynarodowej, a nie być wyłącznie źródłem taniej siły roboczej i miejscem wykonywania prac podwykonawczych. Należy to zrobić tu i teraz, gdyż za pięć lat może być za późno. W wyniku ciągłego odkładania tych i innych spraw do władzy może dojść Wiktor Janukowycz lub kontrolę nad Ukrainą może przejąć Moskwa. Kreml bowiem działa szybko i swoje taktyczne obietnice składane Ukrainie wprowadza natychmiast, gdy tymczasem Polska i UE ociągają się, nie będąc w stanie (nie chcą? nie wykazują dostatecznego zaangażowania?) przyspieszyć tradycyjnie długotrwałych procedur. Odciążyć istniejące, „strategiczne” przejścia graniczne poprzez budowę prowizorycznych Żeby tak się stało, należy odciążyć istniejące przejścia graniczne w Medyce, Korczowej, Hrebennem i Jagodzinie. Jeżeli byśmy zrealizowali wszystkie z obecnie istniejących projektów odnośnie budowy i modernizacji przejść granicznych (co jest wątpliwe), nawet w ciągu najbliższych 15 lat nie osiągniemy poziomu z granicy polsko-słowackiej. A przecież musimy ten poziom wyprzedzić o co najmniej 50%. Nie oznacza to wcale, że powinniśmy odkładać ambicje osiągnięcia własnych strategicznych celów międzynarodowych na dziesiątki lat. Granicę odciążyć można, budując w ekspresowym tempie prowizoryczne przejścia graniczne, równocześnie w normalnym trybie tworząc i rozbudowując tradycyjne. Istnieją technologie (np. skandynawskie) pozwalające na postawienie domu w ciągu jednego dnia. Nie musimy mieć od razu przejść najwyższej klasy. Ważne, żeby było ich dużo. Należy więc tworzyć, zwłaszcza w rejonach górskich, infrastrukturę złożoną z baraków, budynków modułowych i dróg dojazdowych zbudowanych z betonowych płyt. Procedura uzgadniania tworzenia takich przejść powinna być ekspresowa. Najlepiej na początku uzgodnić koncepcję, wyznaczyć miejsca i zatwierdzić „w pakiecie” plan budowy od razu 50-70 małych (głównie turystycznych) tymczasowych przejść granicznych. Procedura przygotowawcza, uzgodnień technicznych i ratyfikacji mogłaby być przyspieszona tak, aby wszystko załatwić w półtora roku. Warunkiem tego jest postawienie tej sprawy na najwyższym poziomie, w randze spotkań prezydentów. Sama budowa i otwarcie trwałoby trzy miesiące. W rezultacie, w ciągu niecałych dwóch lat można „rzutem na taśmę” rozwiązać problem, który tworzony był dziesięcioleciami i któremu wróży się wieczne istnienie. 5. Rozbicie struktur społecznych, nieformalnych układów i nieufności społeczeństwa do państwa. Uwzględnić, dostrzec i zrozumieć socjologiczną specyfikę terenów przygranicznych Czy nie podstawowym problemem na drodze do udrożnienia granicy są czynniki natury socjologicznej i kulturowej. Mieszkańcy m. in. Przemyśla, chociaż i narzekają na państwo, które zmusiło ich swoją bezczynnością do zajmowania się przemytem, tak naprawdę niezwykle przyzwyczaili się do takiego stylu życia. Trudno im więc wytłumaczyć, że tak naprawdę inna perspektywa istnieje (lub będzie istniała, w wyniku wdrożenia niniejszej Strategii), trzeba jedynie trochę się postarać, wykazać osobistą aktywność. Tym bardziej będzie to trudne ze względu na ukształtowaną przez dziesiątki lat nieufność miejscowych mieszkańców do państwa jako takiego. Państwo bowiem, nawet teraz traktuje te tereny „z przymrużeniem oka”, nie rozumie ich i nie chce ich zrozumieć, nie ma im nic do zaproponowania, co więcej – mówi w poniżający sposób o krainie „moherowych beretów”. Personel Straży Granicznej, Służby Celnej i innych organów administracji wywodzi się w całości właśnie z tych terenów. Nie trzeba przy tym dodawać, że są to w większości małe miasteczka i wsie, gdzie wszyscy się znają i są na siebie skazani. Raz się jest strażnikiem granicznym, a raz nie, nie można więc „podpaść” lokalnej społeczności. Tereny przygraniczne charakteryzują się także ogromnym przywiązaniem do ziemi, do tego konkretnego obszaru, wspólnoty, powiatu. Nawet, gdy ktoś wyjedzie do dalekiej Warszawy, wraca tu na święta, urlopy itp. Opinia, jaką będzie mieć wśród miejscowych mieszkańców – nie jest bynajmniej rzeczą mało ważną. Uzależnienie funkcjonariuszy od lokalnej społeczności i jej układów Z tych właśnie względów funkcjonariusz SG i SC nie jest całkowicie niezależny. Oczywiście: wykonuje on swoją pracę polegającą na uniemożliwianiu przemytu, i nikt z mieszkańców nie ma o to do niego pretensji – taka jest jego praca. Jednak nie może on być, w oczach społeczności, „nadgorliwy”. Stąd też przez piesze przejście w Medyce-Szehyniach nie da się przejść w cywilizowany sposób, chociaż rzeczywistych turystów jest tu niewiele. Przejście to jest zablokowane przez „dziki tłum mrówek” – gdy tymczasem na słowacko-ukraińskiej granicy (Użhorod, Małyj Bereznyj) granicę przekracza się pieszo w ciągu piętnastu minut. Funkcjonariusze muszą bowiem przymykać oko na drobny przemyt. Hamują oni go, ale głównie metodami, które nie można nazwać cywilizowanymi. Sposobami na zmniejszenie skali przemytu, sankcjonowanymi przez państwo, jest uczynienie go nieprzyjemnym i długotrwałym Co należy zrobić? Przede wszystkim należy zerwać nieformalne uzależnienie funkcjonariuszy od społeczeństwa. Wydaje się, że jedynym sposobem na to jest zatrudnienie w każdym z przejść granicznych po kilka osób ze Słowenii, Słowacji, Czech oraz znających język polski Niemców. Obecność osoby „z zewnątrz” skutecznie powstrzyma zapędy miejscowych pograniczników. Równocześnie będą oni mogli w przekonujący sposób tłumaczyć się przed społeczeństwem ze swojej nieustępliwości: nie możemy nic zrobić, bo byśmy wylecieli z roboty. Ale nie jest to takie proste Przy czym same restrykcje nie pomogą. Wprowadzenie faktycznego „zakazu przemytu”, bez uwzględnienia specyficznej sytuacji mieszkańców, bez potraktowania ich podmiotowo przez państwo (co do tej pory nigdy się nie zdarzało), będą jedynie narastały problemy i konflikty społeczne, a polskie „mrówki” będą się np. odgrywać na Ukraińcach. Nie są to bezpodstawne zagrożenie, wybuch poważnego polsko-ukraińskiego konfliktu na granicy, jeśli nie zostaną podjęte odpowiednie działania, jest w świetle niedawnych wydarzeń przesądzony. Zanim więc służby graniczne przestaną „przymykać oko” na drobny przemyt, należy opracować i wdrożyć specjalny program osłonowy dla mieszkańców oraz strategię dla regionu i iść z tym dosłownie do ludzi, do każdego mieszkańca z osobna: każdego wysłuchać i uwzględnić jego zauważenia – nawet, gdyby dana osoba wydawała się niekompetentna. O tym – poniżej. 6. Socjalny program restrukturyzacyjno-osłonowy dla byłych przemytników i gospodarki terenów stricte przygranicznych Wprowadzenie – dlaczego niezbędny jest program osłonowy Likwidacja kolejek z równoczesnym uniemożliwieniem zarabiania na drobnym przemycie przyniesie znaczne ożywienie gospodarcze terenów przygranicznych, ale objawi się ono dopiero po około dwóch latach od przeprowadzenia operacji. Natomiast negatywne skutki społeczne i ekonomiczne dla mieszkańców Przemyśla, znaczna część gospodarki którego oparta jest na przemycie, objawią się natychmiast. Obecnie bowiem dla kilku-kilkunastu tysięcy Przemyślan stanie na granicy jest de-fakto normalnym zawodem. Świadczenie usług tej grupie społecznej jest podstawą funkcjonowania całych gałęzi gospodarki miasta: transportu, małej gastronomii, drobnego handlu. Pozbawienie „mrówek” źródeł nielegalnego dochodu będzie życiową tragedią nie tylko dla nich samych, lecz także może oznaczać katastrofę gospodarczą miasta jako całości. Ignorowanie tej kwestii wywoła nie tylko skuteczny sabotaż wszystkich działań przez Straż Graniczną i Służbę Celną, lecz także trudne do opanowania protesty społeczne i konflikty polsko-ukraińskie. W celu uniknięcia tych problemów i umożliwienia powodzenia operacji, należy zastosować program restrukturyzacji gospodarki Ściany Wschodniej, razem z działaniami osłonowymi. Przy czym program ten będzie skuteczny jedynie wtedy, gdy rzeczy będzie się nazywać swoim imieniem, zamiast udawać, że nie spostrzega się uzależnienia gospodarki Przemyśla i innych terenów od przemytu. Program amnestii przemytniczej Należy wprowadzić program warunkowej amnestii przemytniczej połączonej z pomocą socjalną. W ciągu pierwszych, powiedzmy, trzech miesięcy, należy dać możliwość każdemu dobrowolnie ujawnić swoją działalność przemytniczą, bez ponoszenia konsekwencji prawnych. Ujawnienie się będzie równoznaczne z przyznaniem specjalnego zasiłku w wysokości, na przykład, 800 zł miesięcznie, którego wypłata będzie uzależniona od stosowania się do zaleceń programu. M. in. taka osoba będzie zobowiązana do regularnego odwiedzania specjalnie stworzonego centrum-poradni. Zadaniem uczestnika programu będzie szczegółowe opisanie realiów życia w środowisku „mrówek”, jednak bez konieczności ujawniania nazwisk i innych konkretnych danych. Informacja ta nie może posłużyć dla bezpośredniego wykorzystania przez wymiar sprawiedliwości, a jedynie do celów naukowych, do badań socjologicznych. Dopiero wyniki prac naukowców pozwolą opracować raport, który posłuży do identyfikacji sposobu działania struktur przestępczych i nieformalnych powiązań przemytników czy nawet organizacji paramafijnych ze strukturami władzy, wymiaru sprawiedliwości, administracji. Obecnie bowiem te powiązania skutecznie uniemożliwiają dokonanie jakichkolwiek działań, skierowanych na kompleksowe zajęcie się problemem „nowej żelaznej kurtyny”. Pracownicy takich poradni i powiązanej z nimi instytucji naukowo-badawczej nie mogą rekrutować się z terenu, w danym wypadku, Przemyśla i okolic, ale nie mogą to być również osoby z-poza Ściany Wschodniej. Dobrze nadawaliby się absolwenci i pracownicy naukowi lubelskich uczelni wyższych – doskonale znający realia i uwarunkowania kulturalno-mentalne Ściany Wschodniej, ale nie związani z terenami stricte przygranicznymi i środowiskami przemytniczymi. Osoba biorąca udział w programie musiałaby zobowiązać się do kontroli jej wyjazdów na Ukrainę. Z drugiej strony, byłaby objęta pomocą prawną, psychologiczną i opieką medyczną, czas ten wliczałby się do „okresu składkowego” w odniesieniu do świadczeń emerytalno-rentowych. Miałaby także ona możliwość bezpłatnego uczestnictwa w różnych szkoleniach pomagających odnaleźć się w post-przemytniczych realiach i na nowo zaistnieć w społeczeństwie (należy mieć pod uwagę, że będzie to już zupełnie inne społeczeństwo, zmiany społeczne bowiem będą ogromne). Rolą poradni byłaby aktywna pomoc w znalezieniu pracy, w tym również za granicą. Prowadzone byłyby zajęcia, w trakcie których ich uczestnicy mogliby zgłaszać swoje doświadczenia związane z poszukiwaniem pracy, załatwianiem spraw w administracji itp., a wykładowcy na tych konkretnych przykładach tłumaczyliby, gdzie został popełniony błąd, jaka sytuacja prawna wystąpiła, co można udoskonalić. Udział w programie byłby zawieszany automatycznie po ujawnieniu, że dana osoba dopuściła się wykroczenia związanego z działalnością przemytniczą. Czy stać nas na taki program osłonowy? Należy tu jeszcze wyjaśnić pewną kwestię. Stypendium/zasiłek dla „byłych bezrobotnych przemytników” w wysokości 800 zł plus koszty pomocy jej – dodatkowe kilkaset złotych miesięcznie, oznaczałyby, że na jednego uczestnika programu państwo musiałoby wydać około 1500 złotych miesięcznie. Suma ta stanowi obecnie przeciętny miesięczny zarobek „mrówki”. Jednocześnie uczestnik programu byłby poddany kontroli wyjazdów na Ukrainę oraz systemowi kar i zachęt, co niemal całkowicie eliminowałoby ryzyko, że nadal zajmować się on będzie przemytem. Oznacza to, że zamiast tracić 1500 zł od osoby na skutek przemytu, państwo wyda te 1500 zł na pomoc socjalną. Ale wskutek tego uzyska nieoceniony materiał badawczy z zakresu socjologii, psychologii, kulturologii. Wydatek ten można więc sklasyfikować jako środki przeznaczone na „badania i rozwój”. Równocześnie, wdrożenie takiego programu będzie miało nieoceniony wpływ na rozwój edukacji obywatelskiej i demokracji w Polsce. Środki na wdrożenie programu można będzie uzyskać z dotacji Norweskiego Mechanizmu Finansowego, funduszy Europejskiego Obszaru Gospodarczego, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych. Dodatkowe pieniądze łatwo znaleźć likwidując kontrole paszportowe na granicy z Czechami i Słowacją (oraz, być może, z Litwą), nie czekając z tym na przystąpienie do strefy Schenhen. Nie jest to bowiem konieczne – wystarczy odpowiednia umowa międzynarodowa państw Grupy Wyszehradzkiej. Taki krok oznaczać będzie intensyfikację współpracy przygranicznej i rozwoju turystyki np. w Tatrach, a więc również nieco większych wpływów do budżetu (kilkaset tysięcy złotych rocznie), które również można przeznaczyć na wspomniany program. 7. Działania, które powinna podjąć strona ukraińska Polska powinna różnymi sposobami apelować do władz ukraińskich i wywierać na nie presję tak, aby również ona zastosowała wszystko to, co od niej zależne dla zniwelowania patologii na wspólnej granicy: - Ukraina powinna zlikwidować „immigracyjną kartkę” jako nie potrzebny do niczego postsowiecki biurokratyczny przeżytek. Odprawa graniczna skróci się o czas przeznaczany obecnie na wydawanie, uzupełnianie braków i sprawdzanie / stęplowanie kartki, - Ukraina powinna zrezygnować w zasadzie z zadawania zapytań odnośnie celu podróży dla osób, które nie są jawnie podejrzane o to, że mogą przysporzyć Ukrainie problemów. Należy więc na polskiej granicy zastosować standard, jaki Ukraina w praktyce stosuje na swojej granicy ze Słowacją, - Ukraina powinna zgodzić się na przeprowadzanie wspólnych kontroli celno-paszportowych z polską Strażą Graniczną. Jest to jedno z najważniejszych działań, które przyczynią się do likwidacji kolejek i innych patologii znanych z naszej granicy Polska i Unia Europejska powinny także aktywnie (także finansowo i logistycznie) pomóc Ukrainie rozwiązać wszelkie problemy, jakie istnieją na jej granicy z Rosją i Naddniestrzem. Nie może być to jedynie zewnętrzna granica Ukrainy – należy stanowczo stwierdzić, że jest to wschodnia granica cywilizowanego fragmentu Europy, oddzielająca go od bezkresnych przestrzeni Eurazji. Jest to więc wspólna sprawa wszystkich Europejczyków. CZĘŚĆ TRZECIA Lublin – centrum tworzenia i realizacji polskiej polityki odnośnie Ukrainy Naturalnym centrum Wschodniej Polski jest Lublin, z jego potencjałem naukowym, kulturalnym i ekonomicznym, zdolnymi i otwartymi ludźmi, którzy doskonale znają i rozumieją realia Ukrainy i Białorusi (czego nie można powiedzieć o Warszawie). Naturalnym czynnikiem rozwojowym Lublina jest nastawienie się na współpracę całego regionu z Ukrainą i Białorusią (właśnie tu mają mieścić się najważniejsze instytuty badawcze, organizacje pozarządowe, zrzeszenia przedsiębiorców, centrum nauki i egzaminowania języka ukraińskiego). Polska polityka wschodnia i współpraca z Ukrainą będą skuteczniejsze, jeśli formułowane będą właśnie w Lublinie, a nie w odgrodzonych od realnego świata i zwykłych ludzi biurowcach stołecznej Warszawy. Równocześnie Lublin powinien pełnić funkcje metropolitarne w stosunku do obszaru województw: Lubelskiego, Podkarpackiego, a częściowo też: Świętokrzyskiego i Podlaskiego. A mają to być tereny znacznie bogatsze, niż obecnie, dzięki dynamicznemu rozwojowi turystyki i handlu przygranicznego. Lublin nie jest więc skazany na prowincjonalność, ale może być ośrodkiem równorzędnym wobec takich miast, jak Warszawa, Kraków czy Wrocław. Oczywiście, wszelkie tego typu myślenie nie ma sensu, jeśli nadal nie będzie się traktować Ukrainy poważnie, jako równorzędnego partnera, a jedynie w kategoriach obiektu polskiej i zachodniej pomocy, jako „kraju postsowieckiego”. W tym celu należy także zapewnić Lublinowi warunki uczciwej konkurencji w walce o rozmieszczenie instytucji tego charakteru i rangi, jak np. Ośrodek Studiów Wschodnich. Należy zerwać z centralizmem i usunąć inne sztuczne powody, dla których prawie wszystko, co ogólnopolskie, ma swoją centralę w stolicy. Nowe spojrzenie Polski na Ukrainę Ukraina, w wystąpieniach polskich prezydentów i ministrów spraw zagranicznych poświęconych priorytetom polityki zagranicznej, jest sytuowana na trzecim miejscu, przed Stanami Zjednoczonymi, Skandynawią czy Bałkanami. Jest tak nie ze względu na wymogi dyplomacji, ale dlatego, że Ukraina rzeczywiście odgrywa dla Polski nieocenioną rolę. To ona, i tylko ona, może zagwarantować Polsce: bezpieczeństwo energetyczne, możliwości ekspansji inwestycyjnej, dostęp do tanich surowców. Tylko w rzeczywistym, a nie deklaratywnym, jak obecnie, sojuszu z Ukrainą, nasze kraje mogą stanowić polityczną przeciwwagę zarówno dla Rosji, jak i dla Zachodu oraz uniemożliwić zbliżenie dwóch imperiów „ponad naszymi głowami”. Jednak za prezydentury pana Kwaśniewskiego wszyscy niby zgadzali się z tymi zasadami, ale nie wierzyli w realność tych deklaracji tu i teraz. Ukraina w koncepcji Kwaśniewskiego była ważna jedynie potencjalnie, w przyszłości. Zgodnie z tym podejściem (nie wyrażanym wprost), Ukrainie można obecnie jedynie kibicować i pomagać, ale oczekiwać w zamian czegoś od Ukrainy – nie na miejscu. Tymczasem Ukraina ma wiele tego, czego nie ma Polska, w wielu przejawach prezentuje coś lepszego, co z korzyścią można naśladować w Polsce. Chociaż, oczywiście, odwrotne przypadki zdecydowanie przeważają. Za Kwaśniewskiego, wszelkie przejawy tego, by już dziś zachowywać się tak, jakby Ukraina należała do Wspólnoty Europejskiej, były przez polską administrację traktowane nawet nie z niezrozumieniem, ale wręcz z wrogością. Mogłem się o tym przekonać wielokrotnie: kiedy mimo trudności uczyłem się języka ukraińskiego, kiedy pojechałem do Kijowa i Lwowa na studia, kiedy starałem się o prawo nieodpłatnego studiowania, prawo stałego lub choćby czasowego pobytu na Ukrainie, o założenie konta w banku, otrzymanie pozwolenia o pracę. Okazywało się wtedy zawsze, że prawne możliwości w tym zakresie stosownie obywateli RP są bardziej restrykcyjne, niż gdybym się starał np. o wyjazd do USA. Próba zainteresowania tymi problemami polskich placówek dyplomatycznych, które z założenia mają dbać o interesy obywateli RP, zawsze pełzła na niczym. Na e-maile konsulaty nie odpowiadały, a próba fizycznie dostać się do konsulatu i porozmawiać o tego typu problemach z reguły obijała się o opryskliwy ton sekretarki. Przedstawiciele polskiej administracji sugerowali, że moje zauważenia są nieistotne, bo podejmowanie przez Polaków studiów bądź pracy na Ukrainie „jest idiotycznym pomysłem”, i „nie ma żadnych merytorycznych powodów, by to robić”. Brak kompetentnych kadr do obsługi strategicznego ukraińskiego kierunku Skoro Ukraina jest przynajmniej potencjalnie strategicznym partnerem Polski, to znaczy, że w rzeczywistości jej dominująca rola w polskiej polityce zagranicznej ujawni się wcześniej czy później – w roku 2010 czy 2025 czy 2040. Tak czy inaczej, Polska potrzebuje wykształconych i kompetentnych kadr, które skutecznie pracowałyby na strategicznym ukraińskim kierunku. Takich kadr niestety nie ma, a Polska nie zrobiła absolutnie nic, by je stworzyć. Polscy dyplomaci na Ukrainie i Białorusi, za czasów Kwaśniewskiego, rekrutowali się przeważnie z ław byłych komunistów, a znajomość radzieckich realiów i języka rosyjskiego była decydującym powodem, by mogli oni pracować w sferze współpracy z Ukrainą. Paradoksem jest, że strategiczne partnerstwo z Ukrainą w istocie jest przeciwwagą i przeciwieństwem trudnego sąsiedztwa z Rosją, a Polska wciąż traktuje Ukrainę po prostu jako element rosyjskojęzycznego monolitu („Wschód”, WNP, „kraje byłego ZSRR i Mongolii”). To samo dotyczy zajmujących się Ukrainą w pracy zawodowej dziennikarzy, polityków, działaczy organizacji pozarządowych, pracowników administracji. Polacy, orientując się na pracę z Ukrainą i językiem ukraińskim, uczą się od podstaw... rosyjskiego, jaki jest nieporównanie trudniejszy do nauczenia. Następnie, opierając się na znajomości rosyjskiego i polskiego wychodzą z założenia, że „i tak wszystko zrozumieją”, a w drodze doświadczenia udoskonalają swoją, należy podkreślić – bierną, znajomość języka. Taka droga naokoło jest nie tylko nielogiczna i nieuzasadniona ekonomicznie, ale i zadaje wiele szkody polskiej polityce zagranicznej. Po pierwsze – rosyjskojęzyczni Ukraińcy decydujący się na przejście na język ojczysty otrzymują sygnał, że nie warto tego robić. Po drugie – jest to wyjaw lekceważenia tych Ukraińców, którzy całymi latami byli represjonowani właśnie za używanie języka ojczystego, a właśnie ci ludzie wywalczyli tak potrzebną Polsce ukraińską Niezależność. I po trzecie – w sztuczny sposób zwiększa to popyt na język rosyjski, co bez wątpienia wzmacnia i tak już za dużą geopolityczną siłę Moskwy, którą wykorzystuje m. in. do utrzymywania totalitarnego reżimu na Białorusi. Perspektywy dla młodzieży ze Wschodniej Polski Problemem Ściany Wschodniej jest wysokie, ukryte bezrobocie i niewielkie perspektywy awansu społecznego w swoim regionie. Z jednej strony, zniechęca to wiele młodych osób do podejmowania studiów. Nie widzą oni (lub ich rodzice) sensu podejmowania tego wysiłku, który niejednokrotnie przewyższa ich możliwości finansowe, kiedy znacznie łatwiej jest orientować się na łatwy zarobek wynikający z wykonywania zawodu pogranicznika, przemytnika lub prowadzenia ciemnych interesów (kooperacja handlu i usług z działalnością przemytniczą). Przynajmniej niewielkiej części takich osób należy pokazać inną perspektywę. Należy umożliwić im bezpłatne studia na kilku wybranych prestiżowych ukraińskich uczelniach (Kyjewo-Mohylańska Akademia, Instytut Miżnarodnych Widnosyn, Uniwersytet im. Tarasa Szewczenki, uczelnie Lwowa i Łucka). Nie jest żadnym problemem podpisanie (i wykonywanie) odpowiedniej umowy międzynarodowej z Ukrainą, która umożliwi to przynajmniej określonej liczbie osób z Polski. Dzięki temu Polska nareszcie będzie miała wykształcone kadry, które w skuteczniejszy niż obecnie sposób obsługiwać będą strategiczny ukraiński kierunek w sferze NGO, dyplomacji, gospodarki i polityki. Nie trzeba będzie posługiwać się byłymi komunistami, wykształconymi w zakresie języka rosyjskiego i radzieckich realiów, którzy w skutek tego swoje zadania wykonują nieudolnie. W wyniku realizacji tej strategii mieszkańcy Ściany Wschodniej otrzymają wyraźny sygnał: dla osób wykształconych w Lublinie, Lwowie, Kijowie czy Łucku pod kątem przyszłej współpracy z Ukrainą, będzie czekała atrakcyjna praca w ośrodkach badawczych, organizacjach pozarządowych, administracji, placówkach dyplomatycznych, redakcjach, prywatnych firmach. Z drugiej strony, kiedy w tych wszystkich instytucjach będą nareszcie pracowały osoby kompetentne, będzie można wykorzystać w pełni te możliwości, jakie daje „strategiczne partnerstwo” Polski i Ukrainy. Pobudzi to jeszcze bardziej wzrost gospodarczy Wschodniej Polski i Zachodniej Ukrainy i spowoduje wzrost dobrobytu, zmniejszenie skali biedy. To swoją drogą ograniczy skalę przemytu – po co zajmować się nielegalną działalnością, kiedy lepsze możliwości daje legalna, ambitna i rozwojowa praca. Rozwój gospodarczy pobudzi inne rodzaje działalności, to z kolei znowu zwiększy perspektywy dla mieszkańców pogranicza, jeszcze bardziej eliminując konieczność zajmowania się przemytem lub korzystania z pomocy socjalnej (w tym z programów osłonowych dla osób objętych „amnestią przemytniczą”). Konkretne działania, które należy podjąć - Przystąpić z Ukrainą do rozmów w sprawie nadania pewnemu kontyngentowi obywateli RP prawa do bezpłatnej nauki w wybranych wyższych uczelniach Ukrainy, uznanych powszechnie za prestiżowe, w zamian za pewne korzyści oferowane przez stronę polską. Przy czym należy pamiętać, że Polska już dziś jednostronnie pomaga Ukrainie w wielu sprawach, m. in. kształci bezpłatnie obywateli Ukrainy, obejmuje ich programami stypendialnymi itp. Niezrozumiałym jest więc fakt, dlaczego polscy dyplomaci nie domagają się w zamian podobnych przywilejów. Tym bardziej, że Ukraina odniosłaby na tym ogromne korzyści. Polacy studiujący w ukraińskich uczelniach przyczynialiby się do rozwoju dialogu międzykulturowego, podnosiliby prestiż uczelni i Ukrainy, ich obecność byłaby konkretnym przejawem „europeizacji” Ukrainy, a sami studenci – jej największymi zagranicznymi sympatykami i adwokatami. Zwiększyłaby się również ilość obcokrajowców znających biegle język ukraiński co mogłoby oznaczać przełom w niezwykle kosztownej i trudnej w realizacji państwowej strategii derusyfikacji Ukrainy (nic bardziej nie przekonuje obywateli Ukrainy do posługiwania się językiem państwowym, niż znający go biegle obcokrajowcy). Wobec tego bierność polskich dyplomatów w tej sprawie można rozpatrywać w kategoriach zaniedbania polskich interesów strategicznych, spowodowanego przez rażącą ich niekompetencję. Ale wynika to właśnie z tego, że osobami pracującymi na strategicznym kierunku ukraińskim są właśnie osoby, które szkolono do realiów i języka zupełnie innego kraju i systemu. - Należy na poziomie ustawodawczym wprowadzić bez zbędnej zwłoki zasadę mówiącą o tym, że do administracji państwowej i dyplomacji związanej z Ukrainą (Straż Graniczna, Służba Celna, placówki dyplomatyczne, MSZ i inne organy) przyjmowane są w pierwszej kolejności osoby znające biegle język ukraiński oraz realia Ukrainy. Jako spełnienie drugiego z wymagań należy uznać np. odbycie całości lub części studiów na Ukrainie, studiów w Polsce powiązanych z Ukrainą (ukrainistyka, filologia ukraińska itp.), praktyk i szkoleń na Ukrainie lub innych sytuacji, ściśle wyznaczonych prawnie. - Osoby już pracujące w momencie wprowadzenia Ustawy (strategii) lub innym określonym przez ustawodawcę terminie, w administracji państwowej lub dyplomacji na stanowiskach związanych z Ukrainą, a nie spełniających wymogów z poprzedniego punktu, należy zobowiązać do uzupełnienia swoich kwalifikacji w terminie, powiedzmy, dwóch – trzech lat. Należy im również udzielić pomocy w wykonaniu tego zadania. Nie zastosowanie się do tego wymogu powinno skutkować ustawowym zakazem zawierania z nimi umów o pracę na czas nieokreślony, i zamiast tego dopuszczać zawieranie podlegających przedłużeniu umów na okres np. jednego roku. Przy czym przed upływem takiej umowy czasowej należałoby, zgodnie z Ustawą, rozpisać konkurs, w którym absolutne pierwszeństwo w kwestii objęcia danego stanowiska przysługiwałoby osobom spełniającym te wymagania (nawet, jeśli pozbawione byłyby one doświadczenia). - Należy przy współpracy z Ukrainą wprowadzić egzamin państwowy potwierdzający znajomość języka ukraińskiego przez obcokrajowca i stworzyć w Lublinie infrastrukturę umożliwiającą przygotowanie się do takiego egzaminu, zdanie go i uzyskanie odpowiedniego certyfikatu. - Należy wprowadzić do szkół wszystkich stopni na terenie województw: Podkarpackiego i Lubelskiego, język ukraiński jako obcy. Wybór tego języka powinien być suwerenną sprawą ucznia i jego rodziców i nie można go w żaden sposób narzucać. Niezrozumiałym jest natomiast fakt, że w szkołach publicznych wymienionych województw powszechnie nauczany jest mniej przydatny na tych terenach język rosyjski, a równocześnie możliwości nauczania języka „strategicznego sąsiada” są żadne (dostępne jedynie na poziomie wyspecjalizowanych studiów wyższych). Nowa strategia rozwoju Przemyśla Obecnie, choć nie jest to wypowiedziane oficjalnie, gospodarka Przemyśla w znacznym stopniu opiera się na dochodach z przemytu i związanej z nim szarej strefy. Docelowo Przemyśl powinien jednak pełnić zupełnie inne, następujące funkcje: - Centrum logistyczne dla wymiany towarowej pomiędzy Polską a Ukrainą, jak również Europą Zachodnią oraz Europę Wschodnią, Zakaukaziem i Azją Środkową. - Punkt przystankowy w podróżach z Polski i Europy Zachodniej na Ukrainę i Europę Wschodnią, oraz w przeciwną stronę. Należy stworzyć warunki, aby np. kierowcy udający się na Ukrainę, zatrzymali się właśnie w Przemyślu na noc, tu odpoczęli, zwiedzili miasto, załatwili ostatnie sprawy, możliwe do załatwienia jedynie w Polsce. Elementem tych działań ma być także odpowiednia promocja miasta. - Cel jednodniowych wycieczek turystycznych lwowian, przede wszystkim studentów. Polska mimo wszystko jest atrakcyjna dla Ukraińców, a pewną formą „oderwania się od codzienności” może być nawet sam fakt przebywania w innym kraju. Przemyśl może nie jest atrakcyjny turystycznie (w porównaniu ze Lwowem, Zamościem czy Lublinem), ale jest na tyle blisko, że po likwidacji „żelaznej kurtyny” dojazd ze Lwowa do Przemyśla będzie zajmował dwie godziny i kosztował do dziesięciu złotych. Nie ma żadnych powodów, aby co weekend to miasto nie odwiedzało kilka tysięcy Ukraińców w celach stricte turystycznych (a nie na przemyt, handel czy w „lewych” interesach). - Przemyśl i okolice jako miejsce zakupów Ukraińców (mięso, cebula, elektronika itp.) oraz miejsce, gdzie w legalny, zarejestrowany sposób Ukraińcy sprzedają na bazarach tańsze produkty zza Sanu (keczup, majonez, herbata, kawa, napoje, cukier itp.). Zarówno centra handlowe przeznaczone dla gości z Ukrainy, jak i targowiska, powinny być traktowane przez polskie władze lokalne jako coś naturalnego i pożytecznego, powinno się je uwzględniać w planach zagospodarowania przestrzennego, stworzyć infrastrukturę (drogi dojazdowe, parkingi), zapewniać porządek i estetyczność tych obiektów. Nowa strategia funkcjonowania Zamościa, Chełma i innych miast średniej wielkości „Turystyczny raj” – Zamość, Chełm, Lublin, Kazimierz Dolny, Nałęczów i okolice mają być celem dwu- i trzydniowych wycieczek turystycznych z Ukrainy. Mają to być miasta nastawione na średnio i mało zamożnego turystę, który np. nie może sobie pozwolić na wyjazd do Berlina, Gdańska czy Pragi, a chce zwiedzić ciekawe z pod względem architektury i historii miasta, różniące się zasadniczo (ze względu na znacznie większy wpływ kultury i realiów zachodnich) od tego, co oferują historyczne miasta Ukrainy, Białorusi i Rosji. Należy nastawić się na: wspieranie tworzenia tanich, ale spełniających podstawowe standardy, hosteli i pensjonatów, adaptację domów studenckich Lublina dla potrzeb ukraińskich turystów (w okresie letnim), tworzenie bazy danych kwater prywatnych, jak również sprzyjać powstawaniu pól namiotowych, rozwoju agroturystyki czy wynajmowaniu miejsca pod namiot przez prywatnych właścicieli. Nowa rola powiat tomaszowskiego i innych terenów stricte przygranicznych Podobnie jak w przypadku Przemyśla, należy sprzyjać tworzeniu infrastruktury drobnego handlu dla tych produktów, które są tańsze w Polsce niż na Ukrainie, należy zastosować program osłon socjalnych i amnestii dla drobnych przemytników. CZĘŚĆ CZWARTA Winę za istnienie problemów na granicy ponosi też polska dyplomacja Polska dyplomacja miała formalne i faktyczne środki przynajmniej przyczynić się do rozwiązania problemu „żelaznej kurtyny”, jednak nie skorzystała z tego, wolała problem zignorować całkowicie („to nie nasza sprawa”). O sposobach, w jakich polscy dyplomaci mogli wpłynąć na rozwiązanie problemu, jest mowa poniżej. Należy diametralnie zmienić sposób funkcjonowania i priorytety działalności polskich placówek dyplomatycznych na Ukrainie. Obecnie ich działalność koncentruje się głównie na wydawaniu wiz, działalności kulturalnej i pomocy dla Polonii oraz „sprzyjaniu rozwojowi demokracji i społeczeństwa obywatelskiego Ukrainy” (np. programy stypendialne dla Ukraińców). Do obowiązków konsulatu należy również interwencja w konkretnych przypadkach naruszania praw tych obywateli RP, którzy zgłoszą się w danej sprawie do konsulatu. Droga do rozwiązania problemu, z której nie skorzystali polscy dyplomaci Jak wykazało doświadczenie, pracownikom konsulatu brakuje zdolności analitycznego myślenia, kojarzenia różnych na pozór nie związanych ze sobą faktów, pozostających jednak w ścisłym związku, oraz rozpoznawania skomplikowanych powiązań przyczynowo-skutkowych. Weźmy na przykład problem granicy. Dyplomaci doskonale o nim wiedzą, w każdym razie – są zobowiązani wiedzieć. Konstytucja i ustawodawstwo RP, a także procedury dyplomatyczne dają im możliwość doprowadzenia do rozwiązania problemu mimo, iż bezpośrednio nie leży on w ich gestii. Zgodnie z postanowieniami Konwencji Wiedeńskiej obowiązkiem dyplomatów jest dbanie o interesy RP oraz o interesy obywateli RP przebywających na Ukrainie. Podstawowym interesem każdego obywatela RP związanego z Ukrainą, odwiedzającego Ukrainę choćby raz lub chcącego odwiedzić Ukrainę jest problem kolejek. Artykuł 3 punkt 1 Konwencji mówi, że „Funkcje misji dyplomatycznej obejmują między innymi: (...) zaznajamianie się wszelkimi legalnymi sposobami z warunkami panującymi w państwie przyjmującym i z rozwojem zachodzących w nim wydarzeń oraz zdawanie z tego sprawy rządowi państwa wysyłającego”. Jednym z podstawowych środków zbierania informacji o realiach danego kraju jest śledzenie artykułów prasowych. Prasa lwowska wielokrotnie i regularnie podejmowała w ciągu ostatnich trzech lat temat granicy. Nietrudno spośród tych publikacji wybrać kilkadziesiąt takich, które: dokumentują wszelkie przejawy „problemu granicznego”, wskazują na jego źródła systemowe i bezpośrednie, podają rozsądne propozycje rozwiązania problemu. Na podstawie tych materiałów można było sporządzić kompleksową strategię rozwiązania problemu „nowej żelaznej kurtyny”. Nikt nie bronił dyplomatom osobiście stawić się na przejściu granicznym w Szehyniach, Małym Bereznym czy Użhorodzie w charakterze osoby prywatnej – już kilka takich wizyt dałoby im pełną informację o źródłach problemu i podpowiedziałoby im rozwiązania. Tak zebraną i przetworzoną informację dyplomaci RP byli zobowiązani przekazać polskiemu MSZ i Prezydentowi RP. Na tym ich rola się kończy. W raporcie, który powinny były sporządzić polskie służby dyplomatyczne, zaznaczono by, że rozwiązanie danego problemu leży w gestii innych służb, niż MSZ i Prezydent (np. MSW, Straż Graniczna, Służba Celna). Raport zawierałby też propozycje działań, jakie te konkretne służby powinny podjąć. W tym momencie obowiązkiem Ministra Spraw Zagranicznych byłoby przedstawienie sytuacji na forum Rady Ministrów oraz zwrócenie się do ministrów właściwych dla danej sprawy, jak również do Prezesa Rady Ministrów, z wnioskiem o podjęcie zaproponowanych przez niego zadań. W tym miejscu kończy się rola Ministra SZ. Jeżeli jednak mimo to poszczególni ministrowie oraz Rada Ministrów jako całość nie podjęła niezbędnych działań (a nie mają oni takiego obowiązku), sprawa nie jest jeszcze przesądzona. Architektem polskiej polityki zagranicznej, zgodnie z Konstytucją, jest Prezydent RP. Pan Prezydent Kwaśniewski wielokrotnie podkreślał, że stosunki z Ukrainą mają dla Polski znaczenie strategiczne, priorytetowe. Prezydent jest (a przynajmniej powinien być, w efekcie prawidłowego wykonania obowiązków przez polską misję dyplomatyczną na Ukrainie) poinformowany o istnieniu problemu na granicy i sposobach jego rozwiązania. Obserwując brak zainteresowania Rady Ministrów tą sprawą, Prezydent powinien zwołać Radę Gabinetową, na której miał by on konstytucyjną możliwość przedstawienia swoich zauważeń i przekonsultowania z wszystkimi członkami Rady Ministrów strategię wspólnych działań. Zgodnie z Konstytucją, Radę Gabinetową można zwołać jedynie w sytuacjach niezwykle ważnych dla kraju. Istnienie poważnego problemu, który całkowicie niweczący realizację polskiej polityki zagranicznej w odniesieniu do partnera, oficjalnie uznanego za „strategiczny” – bez wątpienia kwalifikuje się do tego, aby w celu jego przedyskutowania zwołać Radę Gabinetową. Polskie służby dyplomatyczne powinny: - Być kompetentne (o sposobach rekrutowania kadr dla misji dyplomatycznej RP na Ukrainie była mowa w części trzeciej: „Strategia długofalowa dla Ściany Wschodniej”) - Być otwarte i przyjazne w stosunku do zwykłego obywatela RP, zwracającego się do konsulatu nie tylko z prośbą o pomoc w konkretnej sprawie, ale także wnoszącego swoje zauważenia i propozycje w sprawach, wymagających działań systemowych. Obecnie jest to niemożliwe w praktyce, mimo istnienia odpowiednich uregulowań prawnych. - Bezwzględnie odpowiadać na listy skierowane drogą elektroniczną nawet, jeśli nie spełniają one wymagań Kodeksu Administracyjnego czy Ustawy o dostępie do informacji publicznej. Jeśli organ administracji nie ma zamiaru odpowiadać na większość maili – powinien albo zrezygnować z umieszczania adresu internetowego na oficjalnych stronach internetowych konsulatu, albo wyraźnie zaznaczyć, że tylko na niektóre listy zostanie udzielona odpowiedź i określić wymagania co do nich. Można tu wziąć przykład z instytucji Rzecznika Praw Obywatelskich. Na stronie internetowej RPO zamieszczono wyraźną sugestię, aby przed skierowaniem listu do RPO wykorzystać wszystkie inne możliwości dochodzenia swoich praw, i wskazano jakie są te możliwości. - Aktywnie zbierać informacje o wszelkich problemach, a jeśli posiądą wiedzę, że taki problem istnieje – dokonać wszelkich starań dla jego identyfikacji i rozpoznania. Powinny więc: gromadzić informację na temat problemu, przetworzyć ją i przekazać odpowiedni raport zwierzchnikom. Służby dyplomatyczne mogą również zlecić zbadanie problemu wyspecjalizowanym firmom (np. ośrodkom naukowym, instytutom badawczym) lub instytucjom państwowym RP, lub zwrócić się do zwierzchników w Polsce o zlecenie takiego badania. Priorytet polskiej misji dyplomatycznej na Ukrainie Ze względu na strategiczny charakter Ukrainy w polskiej polityce zagranicznej, misja dyplomatyczna RP na Ukrainie powinna być traktowana priorytetowo. Niedopuszczalne są stosowane za czasów prezydentury pana Kwaśniewskiego praktyki kierowania na Ukrainę niepotrzebnych już nigdzie indziej byłych aparatczyków komunistycznych, których jedyną zasługą jest dobra znajomość języka rosyjskiego i radzieckich realiów. Priorytetowe traktowanie polskiej misji dyplomatycznej na Ukrainie powinno przejawiać się, między innymi, w przyznaniu zwiększonych środków finansowych, zasobów ludzkich oraz na priorytetowym traktowaniu zgłaszanych przez polskich dyplomatów z Ukrainy propozycji i zauważeń. CZĘŚĆ PIĄTA Po pierwsze – turystyka Obecnie do Lwowa przyjeżdża corocznie około 100 tysięcy turystów, a tymczasem do znacznie mniej atrakcyjnego, leżącego w tej samej części Europy Krakowa – sześć milionów. Tymczasem Lwów to miasto tej samej rangi, co Praga, Londyn i Sztokholm, do którego powinny przyjeżdżać nie tylko polskie i ukraińskie wycieczki, ale goście z całego świata. Oczywiście: stan infrastruktury turystycznej miasta pozostawia wiele do życzenia. Samo otwarcie granicy nie spowoduje więc, że Hałycka Stolica od razu stanie się „turystycznym rajem”. Ale wzrost ilości turystów w pierwszym roku po otwarciu granicy do ponad miliona – bardziej, niż pewny. Gwałtowny „najazd” nowych turystów, początkowo z Polski, oznaczać będzie korzyść przede wszystkim dla niezamożnych mieszkańców miasta, wynajmujących dla zagranicznych gości swoje pokoje. Możliwość zarobienia w ten sposób 1000 hrywien miesięcznie, przy ograniczonych nakładach w tym zakresie – to perspektywa, która powstanie przed wieloma spośród niezamożnych mieszkańców miasta. Wpływ tej pierwszej fali turystów zarówno na rozwiązanie najostrzejszych problemów socjalnych, jak również na gospodarkę miasta jako całości – nieoceniony. Na turystach zyska również handel, gastronomia i inne gałęzie, należące głównie do drobnego sektora prywatnego. Znacząco ożywi się aktywność mieszkańców, zaistnieje możliwość nagromadzenia krytycznej masy ukraińskiego kapitału, co będzie miało niezwykle ważne znaczenie na przyszłość. Zaistniała sytuacja z jednej strony zwiększy nieco (np. o 20%) stronę dochodową budżetu miasta, a z drugiej – pokaże wszystkim, że turystyka jest właśnie tym, na czym Lwów powinien się skoncentrować, gdy tymczasem problemów w tym zakresie jest niezliczona ilość. Pobudzi to miejskie władze do zajęcia się najostrzejszymi barierami rozwoju turystyki, na które do tej pory brakowało środków, ale też które nie były w epoce Lubomyra Buniaka traktowane priorytetowo. Równocześnie podmioty prywatne z Ukrainy, Polski, Słowacji i innych krajów dostrzegą ogromną rentowność potencjalnych inwestycji w infrastrukturę turystyczną. Turystów przybywać będzie do miasta około miliona, a nie mają oni się gdzie podziać i nie są obsługiwani w należyty sposób. Pojawienie się boomu inwestycyjnego jest więc przesądzone. Nie trzeba pojaśniać, jak zbawienny wpływ będzie to miało dla całej lwowskiej i zachodnioukraińskiej gospodarki. Identyczne procesy będą zachodzić i w innych atrakcyjnych turystycznie obszarach Zachodniej Ukrainy: Karpatach, Truskawcu, rejonie Jezior Szackich. Pozytywny wpływ otwarcia granicy, choć znacznie mniejszy, odczują także: Podole, Zakarpacie, Bukowina oraz Kijów. Rozwój gospodarczy, inwestycje w infrastrukturę turystyczną oraz większe możliwości budżetowe Lwowa na tyle przemienią miasto, że będzie ono w stanie przyjąć coraz więcej coraz bardziej wymagających turystów. W ciągu pięciu lat mogą to już być nawet dwa-trzy miliony. Rynek rozwijać się będzie żywiołowo aż do osiągnięcia liczby ok. ośmiu milionów – naturalnej ilości turystów odwiedzających miasta tej klasy, co Lwów. Oczywiście, na osiągnięcie tego pułapu trzeba będzie poczekać nawet dzięsięć – piętnaście lat. Lwów – miasto strategiczne Trwały rozwój gospodarczy powiązany z dynamicznie wzrastającym rynkiem turystycznym pozwoli na spojrzenie na Lwów z zupełnie innej strony. Już nic nie będzie dziwnego w tworzeniu futurystycznych koncepcji Lwowa jako głównej siedziby działających na terytorium Ukrainy czy nawet całej Europy Środkowej banków, korporacji, instytucji międzynarodowych, organizacji pozarządowych. Oczywiście, zapewnienie możliwości lokowania na dużą skalę takich instytucji właśnie we Lwowie – kwestia odległej perspektywy, nawet 20 lat i więcej. Jednak już dziś należy przeprowadzić dyskusję na temat Lwowa przyszłości, aby umożliwić realizację tego marzenia, a z drugiej strony – zapobiec zniszczeniu niepowtarzalnego lwowskiego klimatu. Można tu przeprowadzić analogię do Krakowa, który na początku lat dziewięćdziesiątych snuł ambitne koncepcje Nowego Miasta, Centrum Komunikacyjnego, ośrodka nowoczesnych technologii i innych pomysłów, mimo iż był biedny, zniszczony latami komunizmu, a pieniędzy brakowało niemal na wszystko. Jednak dzięki temu, że w czasach wychodzenia z chronicznej biedy takie futurystyczne koncepcje powstawały, dziś po piętnastu latach od tego czasu są one wcielane w życie i nikogo już nie dziwią. Ze względu na swój potencjał Lwów przyszłości doskonale nadaje się na: - Miejsce zamieszkania wpływowych osób: prezesów międzynarodowych kompani, szefów organizacji międzynarodowych, oligarchów. We Lwowie po prostu chce się mieszkać o wiele bardziej, niż w Kijowie, Warszawie czy Moskwie, i właśnie stąd zarządzać międzynarodowymi organizacjami – o ile, oczywiście, zapewnić odpowiednie warunki, - Potencjał naukowy i położenie geopolityczne stwarza idealne warunki dla tworzenia we Lwowie parków technologicznych, - Położenie na granicy dwóch światów: Wschodu i Zachodu, ale też: Północy i Południa, jak również: niepowtarzalna atmosfera, otwarci, ambitni i zdolni mieszkańcy, wspaniała kultura i architektura, tradycje współżycia różnych kultur i narodów, są idealnymi przesłankami dla realizacji koncepcji: „Lwów – stolica Europy Środkowo-Wschodniej”. Na praktyce chodzi o to, aby właśnie tu, a nie w Moskwie, Warszawie, Kijowie czy Wiedniu, mieściła się znaczna część przedstawicielstw międzynarodowych korporacji na naszą część Europy, aby tu mieściły się centrale ogólnoukraińskich przedsiębiorstw, siedziby cenionych organizacji pozarządowych, instytutów badawczych, a nawet niektórych organizacji międzynarodowych. - Najdynamiczniejsze miasto Ukrainy, mogące konkurować na równych nie tylko z Kijowem, ale też z Pragą, Wilnem czy Helsinkami. Wskazane powyżej kierunki nie oznaczają bynajmniej, że Lwów wykorzysta w pełni te wszystkie możliwości i stanie się drugim Wiedniem. Jest to niemożliwe. Chodzi jednak o to, by pokazać kierunek i perspektywę działań, by wiedzieć, do czego należy zmierzać, a przede wszystkim – by uświadomić sobie, że na miasto nie wolno patrzeć przez pryzmat problemów z wodą i rujnowaniem zabytków. Strefa przygraniczna – dynamiczny rozwój dzięki legalnej współpracy Po 1989 roku momentalnie otworzona została granica polsko-niemiecka, a zakupy Wschodnich Niemców w przygranicznych obszarach Polski urosły wręcz do rangi symbolu. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby to doświadczenie przenieść na grunt zachodnioukraiński. Wtedy m. in. znikną problemy z przemytem i wizami: skoro można nieźle zarobić w rodzinnej ukraińskiej wiosce - po co zajmować się przemytem lub emigrować? |